Strona:Stanisław Ciesielczuk - Pies kosmosu.djvu/43

Ta strona została uwierzytelniona.
ZŁO

Wy, których noc zamknęła w złe czarności kręgi,
Którzy w duszach chmur ciemnych groźną gęstwę macie,
Którzy przez świat dźwigacie ciężar swej włóczęgi —
Niechaj bezmiar gwiazd płaczem zmówi za was pacierz.

Wy, drący spojrzeniami chłodne nieba pasma,
Wy, klnący ojca-Boga i brata-człowieka,
Dla was najsłodsza światłość dobroci zagasła —
Jedna śmierć jest dobrocią, która zawsze czeka.

Wyrzuceni z dróg jasnych w zbrodnicze ostępy,
Suniecie chytrym buntem, który wszystko łamie.
Ach, iluż wam ból dusze poszarpał na strzępy,
Iluż wam rozpacz serca ubiła na kamień!

Wyskoczywszy z pod skrzydeł cienia posępnego,
Uderzysz majchrem, zbóju, — pocieknie krwi sznurek.
O, krwawy straszny bracie! — dlaczego, dlaczego?
Człowieku, zabłąkany w nieszczęście ponure!

Ty, dziewczyno uliczna, córko nocnej mroczy,
Co sycisz całą zgraję ciałem swem do rana,