Strona:Stanisław Ciesielczuk - Pies kosmosu.djvu/51

Ta strona została uwierzytelniona.
DO MELODJI

Od dzieciństwa, którego wspomnienie się dotąd
Na wargach moich chwieje, niby płatek tęczy,
Z bolesną, płomienistą, drapieżną tęsknotą
W mojem sercu swym blaskiem rozśpiewanym dźwięczysz.

Ty młodość mą w błękitu owinęłaś płachtę,
Ty miłości mi majem zagrałaś na cytrze,
Ty przeszłość mą odwiozłaś w wieczność złotym jachtem,
Ciszo głębin zawrotnych — gwiezdny szczytów wichrze!

Czy to ty we mnie teraz odzywasz się znowu,
Melodjo, lśnistogłosy, przeczysty słowiku?
Czy to ty mi otwierasz bramę lazurową,
Do której mój poranek jasne klucze wykuł?

Kocham ciebie. Tyś duszę moją pokropiła
Grubym pożywnym deszczem, radością i płaczem.
Płyniesz znów wstrząsającym prądem po mych żyłach,
Igliwiem wonnych dźwięków w mojej piersi skaczesz.