Strona:Stanisław Ciesielczuk - Pies kosmosu.djvu/58

Ta strona została uwierzytelniona.
CZARODZIEJSTWO

Błękitami gęstemi do góry, drąc oporu skołtunione chmury,
W buntowniczej zuchwałej radości, w zażartości natężeń i walk,
Wśród wzdętego ogromu przestrzeni — lotnych flotyll śpiewającym sznurem
Żeglujemy w zachwytu fontanny, w niepieszczoną przez nikogo dal.

Tęsknią smutnym za nami spokojem porzucone siedliska słodyczy,
Już nie mamy ni domu, ni kraju — ptaki górne bez rodzinnych gniazd.
W skurczu serca zdeptaliśmy miłość dziewczyn drogich, gorących różyczek:
Wołał przestwór gwałtownym sygnałem, wołał białem świergotaniem gwiazd.

Witaj, skrzący brawurowy śmiechu! Witaj, mocne pieniste wesele!
Boski wietrze, bezmiarem pachnący, jak na skrzydłach nas przed sobą nieś!