Strona:Stanisław Ciesielczuk - Pies kosmosu.djvu/9

Ta strona została uwierzytelniona.
ODDECH

Muszę cię sławić, siło płodząca, rozrodcza,
Wiecznie płonący ogniu, wieczna wielka żądzo!
Pragniesz, by dąb istnienia nie usechł, nie zwiotczał,
Lecz odnawiał się, grubiał, rósł imponująco.

Dwa kwiaty wonnym sobie oddają się pyłem,
Żeby słońce zobaczył śliczny, zdrowy owoc —
Ognisty ogier skacze na jurną kobyłę,
By przyszło zgrabne źrebię, niby żywe słowo.

Mężczyzna, miażdżąc ciało najdroższej kobiecie,
W dreszczu ją ziarnem życia zapładnia dojrzałem,
By — w łonie jej poczęte — zrodziło się dziecię,
Przyszły człowiek, natchniony życiodajnym szałem.

Ten sam tworzący płomień cały świat ogarnia,
Wszelaki rodzaj ziemski lęgnie się i mnoży —
Wciąż warczy, zgrzyta śmierci zębata sieczkarnia,
A byt jest nieśmiertelny — trwa oddechem bożym!