oczywiście tylko próby celowania lecz myślę że i tamto państwo zaraz zacznie próby podobne i uciekam ale i te działa na skraju tego miasta po nagłym uciszeniu zaczynają się odwracać i widzę rozchylające się i opadające ku ziemi smugi ich reflektorów szybko zbliżają się do mnie z dwu stron jak ostrza nożyc przede mną jest już most i nagle wiem że obok jest mój dom chcę tam dobiec, — to jest most kolejowy a równocześnie jest dworzec włóczyłem się przez chwilę po peronie i potem siedzę trzymając w ręce jakieś brudnoniebieskie tabliczki z masy plastycznej mają wytłaczane nazwy miast i godzinę odjazdu pociągu, choć nie wyłącznie miast i zauważam że na wszystkich tabliczkach stacją wyjściową jest Izrael przypatruję się jednej z nich czytam 8,20 IZRAEL — i nazwa tamtej wsi blisko stawu, — wreszcie mój dom, noc, jestem w pokoju sam i ktoś puka do drzwi, oho znam to, drzwi są wprawdzie zamknięte na klucz nie ruszając się powtarzam sobie że są dobrze zamknięte, one jednak zawsze otwierają się same i widzę coś jak upiora rzuca się na mnie lecz przerażenie trwa krótko zaraz tracę przytomność, trzeba by jednak sprawdzić czy dobrze zamknięte podchodzę chwytam za klamkę no oczywiście natychmiast się otwierają, ale za nimi stoi teraz tylko matka, spostrzegam równocześnie w oknie duży płat śniegu topniejąc opada wzdłuż szyby dodatkowa ilustracja pojmuję niejasno wpuszczając matkę, która jest jakaś inna bardzo zmęczona i chyba wystraszona jakby uciekała przed kimś lub czymś nie mówi mi tego ale ja wiem, ma gorączkę i równocześnie wiem że zaraz umrze, coś mówi nie wiem co, od dawna nie udało mi się zapłakać lecz uświadamiam sobie że teraz mógłbym, jednak nie płaczę postanawiam łzy zachować na pogrzeb obawiam się że gdybym teraz sobie popłakał to potem bym znowu nie mógł, matka ciągle coś mówi nie wiem co bo zajęty jestem tymi rozważaniami, ciągle coś mówi, zastanawiam się dlaczego tak koniecznie chcę płakać na jej pogrzebie, — skrzydła samolotu nie smugi reflektorów lecz skrzydła samolotu wbitego nagle w mój pokój drżałem kiedyś pod każdym chyba przelotem samolotów zwłaszcza nocnym myśląc o tym drżałem zanim zaraz wybuchnie jestem w niego wpychany już w pierwszych językach ognia żar i ból zmieszany
Strona:Stanisław Czycz - Ajol.djvu/100
Ta strona została skorygowana.