domu i w pewnej chwili było jakbym tam czekał na kogoś takie jakieś mi przyszło uczucie — tak mi się chyba przypomniało tamto i jeszcze tkwiłem w tym jadąc już tramwajem i zapomniałem stojąc zresztą jak zawsze na pomoście z twarzą odwróconą od ich hienowatych ślepiów zapomniałem na chwilę o nich na chwilę tych wznoszeń zaczęły mi się chyba w tym tramwaju — którym na skutek może tych mistyczności zajechałem za daleko znów na drugi koniec miasta — tam już się nie potrafiłem zdecydować wsiąść w tramwaj i wracałem na nogach.
Wracając któregoś świtu znad rzeki natknąłem się na te skrzynie z butelkami mleka przed jakimś mleczarskim sklepem rozejrzałem się nie było w pobliżu nikogo wziąłem dwie te butelki przychodziłem tam w następne świty stały tam te skrzynie prawie za każdym razem.
Gdy się spóźnię i brama już zamknięta ta noc przede mną wydaje mi się dłuższa niż nawet gdym nie mógł zasnąć lecz jest lato te noce są ciepłe i w nocy nie spotykam już prawie nikogo i najlepiej byłoby mi wychodzić na noc lecz na moje teraz siły to za długo idę czasem gdy się tak spóźnię nad rzekę tam czekam rana chwilami wpół drzemiąc na jakimś wyblakłym trawniku co w dzień jest chyba ich plażą, moje plażowania pod księżycem czy gwiazdami lub ciemnym niebem, z których pewne sądziłem pozostaną we mnie długo, i moje w nich myśli, które już teraz trudno mi pozbierać, i zresztą po co,
po co to wszystko po co to było to było myśl o tym co jest teraz, co jest, jest popołudnie, i chyba poniedziałek bo była wczoraj niedziela łatwo niedzielę poznać po nich inaczej się ruszają,
pamiętam w takie słoneczne poranki niedzielne kiedym
Słyszę w nocy czasem bicie zegara z wieży jakiegoś kościoła słyszałem przed chwilą jest więc parę minut po czwartej.
Wtorek, wieczór, czy środa.
Jest widno, dzień, pogodny.
Ciemno, godzina pierwsza, słyszałem.
Jasno, godzina jakaś południowa.
Strona:Stanisław Czycz - Ajol.djvu/125
Ta strona została skorygowana.