że nie czuję w tej chwili. Pamiętam chciałam dać równocześnie porażenie i wybuch, jest jakieś osaczenie barw, chociaż teraz jak patrzę jeszcze przed wysłaniem Ci to widzę nachalne pawie, nie lubię pawi, chciałam żeby to był człowiek w jakimś pięknym paraliżu, nie bezradność i nie przerażenie z jakiegoś normalnego powodu. Bo najpierw, tak to czułam, miało być centrum, coś co oślepia i może dopiero teraz w momencie rozprzestrzeniania się tego wybuchają barwy. I dlatego dałam człowieka żeby widać było jakiś ruch postępujący (jak choroba) blasków i stopniowy paraliż. I najgorsze że on nie wie dlaczego, stąd bezradność. I może stąd ten jego chichot w przyciętych wargach. Ja nie wiem ja nie rozumiem tego co zrobiłam. On mnie nie obchodzi. Ja sprawdzam się; jakieś moje sprawy; i że może któregoś dnia zobaczę że jakiś kolor jest mój, jakaś sfera jak papier światłoczuły we mnie, która o mnie decyduje albo ja muszę zdecydować. Ale przedtem jest jakaś moja najbardziej moja chwila robienia tego wszystkiego. Jest mocny stężony roztwór, może to życie, ale przez chwilę czuję nieśmiertelność. Wtedy być może jest Wolność taki ułamek i to nie chorobliwe to najbardziej rzeczywiste że myślę jak strasznie zabawni są którzy wymyślają nadzieję. Głupio Ci to mówię bo nigdy nie jestem pewna czy sama rozumiem. I kiedy Ci piszę to próbuję. Chciałabym żebyś widział moje rzeczy nowe. Te drugie które są dla mnie pierwsze. W tamtych jest (wydaje mi się przenikał do nich) śmieszny wstyd i może krzyk gęsi. Ja miałam 17 lat taka normalna od (gdyby szło o wiersze) zwrotek i jeszcze wzruszona filmem tytuł histeryczno-ckliwego filmu o rzekomych dramatach młodzieży jako wyniku zagrożenia wojną i która czytała Twaina Balzaka Maupassanta. Lubiła wtedy kino i chodziła też sama bo nie miała z kim na fruwającą karuzelę nad Wisłą tam obok mostu. Wcale dla siebie tamtej nie jestem tkliwa wzruszona. Bym jakoś po rusku powiedziała szeroko: ot było (lub była) i nie będzie.
Wiesz, mimo że nie potrafię dziać się na zewnątrz, mimo że naprawdę (albo nie wiem) byłeś daleko w swoim smutku (jeszcze dalej jak Cię nie widzę a czytam tylko) zbudowało się we mnie coś mocnego, coś że uśmiecham się czasem w powietrze.
Strona:Stanisław Czycz - Ajol.djvu/154
Ta strona została skorygowana.