Strona:Stanisław Czycz - Ajol.djvu/161

Ta strona została skorygowana.

mi raz że zbędne — to jest natura moja i jest mi nieodzowne, wobec niewielu ludzi, być może sprawia mi to nawet pewną przyjemność jak kiedyś gdy posłałam Tobie to wilbrą malowane no tego motyla, a tak niewiele mam tych przyjemności tak niewiele potrafię ich mieć że nie bądź korekta, przecież w końcu możesz sobie drzeć czy po prostu omijać jeżeli Ci coś nie odpowiada a ja nie potrafię inaczej, i mówiłam Ci już że wobec niewielu naprawdę, i możesz tak samo zupełnie te moje wiersze (Twoje zdziwienie a przynajmniej zapytanie, ja sądziłam że wiesz, mniejsza z tym, i wiersze nie wiersze jakieś szeregowania czy rozgraniczenia mało mnie obchodzą określenia że taki lub inny rodzaj).
Wiesz śniło mi się przedwczoraj jakby o zaborczości; że miałam stodołę i zwoziłam zboże i siano, rozkołysana wysoko upchana czy usypana prosto naładowana fura — widok jak z lotu ptaka, wewnątrz stodoły duszny zapach świeżo skoszonego i przez szpary niebo prześwitywało pocięte pajęczynami, z zewnątrz listwa przy wrotach wygięta od przeładowania to się mówi — pęka, — najwięcej początkowo z tego snu że duma, że ziemi wydarte, że moje ogarnianie szerokie, później sen że śpię i budzi mnie dym i tu już sen barwny bo łuna i ogień przez żebra mojej stodoły. Obudziłam się ze łzami. I do tej chwili jest uczucie jakby mi coś drogiego wydarto lub się ziemia spod nóg usuwa.
I tak się znęcam wczoraj i dziś perfidnie nad tą wokół parodią człowieczości; co prowadzi jedynie do takiego dziwnie łagodnego traktowania mnie.



3

W—, szpital, 19 IX 60.

Jestem tu już dosyć długo, piszę bobym chciała żebyś tu napisał do mnie i żebyś napisał wszystko co jeszcze nie, czyli wszystko co jak mi pisałeś odkładasz, ja mogę Ci jedynie na razie (bo ohydny ból jakby wyłom w czaszce)