matki na nocleg dość przykry. Ten tutaj nawias czasu śmieszny niespodziewany, i już się trochę kulę czaję — za dobrze tu jest, rozumiesz chyba uniesienie ten zachwyt mam pokój bardzo antyczne pomieszczenie do mojej dyspozycji, mogę tu miotać moim ciałem przerzucać je z objęć fotela na łoże okryte szarym zgrzebnym lnem, by zaraz pochylać się nad wybrzuszonymi szufladami inkrustowanej komody badać czy ktoś czegoś nie zostawił, choć skrzętniej przede mną zrobiła to pokojówka. Normalnieję — co może znaczy jest mi lub jest ze mną normalniej. Mogę tu zapalać i gasić światło, tę u sufitu trójramienną lampę, d to małe intymne światło przy łóżku, to światło zażółcające, ocieplające. I jeszcze okna, w jesień wtórą — brunatną i chrzęszczącą która wgarnia do mojego pokoju prócz liści resztki zasypiających much, one tu w cieple kaloryfera ożywają zanim osłabną, moja zabawa z nimi: spirytus, zapałki, woda, dużo ich jest bo okna moje najbliżej krów. Czy normalnieję?
Tamten ostatni mój list kiedy dla spokoju matki opuściłam dom przenosząc się na nocleg dość nieprzyjemny, u młodej dziewczyny, w jej domu jak Ci wspominałam zabiła się w grudniu zeszłego roku inna dziewczyna, przedmiot wprost obłędnego pożądania tej, bardzo złe nieporównywalne powietrze (atmosfera) w tamtym pomieszczeniu, i te sypiania w jednym łóżku z tą małą nieuleczalną (pożądającą dziewczyn), przesyłam dołączam to o tym pisane.
Jest tu rower wezmę go chyba pojadę na pocztę wrzucić ten list.
Kończę ten list w domu — u matki, przyjechałam (to nie tak daleko i dość często autobus, na noc wrócę tam) bo myślałam że może będzie od Ciebie list i może ten zawiadamiający, choć matka by mi chyba przysłała — jak tamten, możesz więc pisać i na adres dotychczasowy, będę też tu jeszcze zaglądać. Tyle już wydaje mi się dni jedziesz do mnie i teraz mam takie poczucie jakbyś był już w podróży i jakiś kelner w wagonie restauracyjnym da Ci ten mój list — wybacz to idiotyczne zdanie ale jest to zwykłe czepianie się konkretu jakiejś wizji bardzo zdecydowanej nie rozpływającej się
Strona:Stanisław Czycz - Ajol.djvu/192
Ta strona została skorygowana.