jakiegoś zdeformowanego sztuką monstrum, a tymczasem aż do kości, do ciała w każdym razie a cóż inne ma dziwa pierwsze, słuchać że może jakaś nutka albo promyk że przeoczyłem, żadne wielkie światło, dawno mam wyłupane, jakiś z wydobywanych promyk czy kolorek drobiazg i na tym samym zawsze lecz że może wyróżniający i że mnie jakoś o ile bym, albo i miałem też pewne nie uregulowane rachunki dług który chciałem oddać, dziwie a nie jakiemuś już monstrum, traciłem czas tak wychodziłem na frajera nie pierwszy raz choć tym razem inaczej, o, tysiąc miłości które mnie ukrzyżowały — jak ujął nie wiem czy coś podobne jakiś na pewno Artysta, żadnym oczywiście cofnięciem czy zahamowaniem ta twoja decyzja wyjazdu (naiwnie zakładając że to wreszcie na realizm, farmera kiedyś włożyłem od razu między metafory) do tych dzieci droga całkiem prosta i naprzód i nie wątpię że masz do nich serce bo to wszystko jest dalej to samo, sfera, tylko już uproszczona przejaśniona — i nawet wilczki — kto by przypuszczał — i jest tak samo zadziwiająco i fascynująco pomimo ludzi i ich jakichś spraw burzenia budowania, lecz dość już o tym marginesowym tu, i też ten Niszczyciel odszedł (tak się mówi) odpłynął ten Torpedowiec (unosząc trochę papieru, na co mu to, chyba że robić w tych papierach nowy porządek, to zdaje się jakiś też Artysta, a prawda, mówiłaś maluje, — i te włosy — argonauta — złote runo — bo jeśli z powodów jak z nie tak ściśle zresztą podobnych zgalano pewne to by pozostawił włosy najwyżej dzieciom powinien to biedak wiedzieć doterminuje się szybko swoistego damskiego fryzjerstwa) ten Bombowiec, odleciał, szkoda bo błazen malowniczy, choć nie tak znów rzadki, no to już koniec — jak powiedział jeden w starym dowcipie który mnie na ten koniec śmieszy, spotkamy się, tak, tam, mieliśmy przypomina mi się porozmawiać i o Bogu, chętnie, też tam, chyba ogarniasz rozumiesz.
Nie ma we mnie pogotowia. Zrozum. Sparaliżowany ślimak nie wraca do swojej skorupy, i dzieje się już poza jego „chcę” czy „mogę”.