Strona:Stanisław Czycz - Ajol.djvu/209

Ta strona została przepisana.

W sam raz żeby pograć. A może masz lepszy sposób spędzania wolnego czasu. Wieczorem się schodzi
z pracy, wracałem, która godzina? szedłem i — właśnie, po pracy — paru takich jak ja w knajpce której szef daje nam szachy gdy nie ma dużo gości,
zobaczyłem słońce co jakby gwałtownie wzeszło dobre mu i te parę piw co nam sprzeda gdy tak gramy, nie? A dziś
i zaraz zaszło i pomyślałem że jestem pijany bo nie świt przecież
nagle się zrobiło chmurno i wichurowato, jak na deszcz, trzeba było
i w dodatku to słońce zobaczyłem na północy zreperować dziurawe buty, bo jest stąd do tego miasteczka z kilometr, ale jak ty przyszedłeś to nie potrzebuję tam iść. Zresztą może się ta knajpa zwaliła.
zobaczyłem zaraz drugie trzecie
Daję ci białe, jesteś gościem.
wracałem miałem właśnie... O Boże!..
Co ci się znów stało?
moja żona!..
Gdzie?
Nie wiem nie wiem...
Już myślałem że gdzieś tutaj. Brakuje tu jeszcze dziwy rozszalałej.
Coś powiedział?!
Francy zajebanej i jebniętej.
Ty bydlaku! jak cię strzelę w pysk!
Oho, — one na niektórych jeszcze działają jednak w sposób pozytywny. — W pysk? gdy w tej chwili ° ° ° — no właśnie, ilustracja przyszła w sam raz ( ( (
O Boże...
Żona?
Nie... nie możemy tak...
gdy w tej chwili.
nie powinniśmy... — Nie znałeś jej.
Nie znałem. Masz białe, zaczynaj.
Ona była... Naprawdę tak myślisz?
O czym?
że one... o kobietach... że wszystkie to...