gaworzeń... całkiem dość się już nagadałem, i nasłuchałem, gadać to już wolę sam do siebie, lepsza onania niż kurewstwo
Zastrzelić!.. Ty minie chcesz..! ty...
i dość nasłuchałem. Słowa strojne jak kurwy na balu, uszy wietrzące w tych kwietnych przebraniach jakąś anielskość, — jak jest to niebo teraz, jakby o czarownym jakimś czerwcowym świcie, pełnym zwiewnych i poróżowionych mgieł, unoszonych rzeżwiącym wietrzykiem, — i słowa-wszy, i słowa-gówienka błyszczące jak monstrancje, i słowa
ty... ty skurwysynu!!..
Skurwysyn? — A może. Bo gdy wejść w nawet najjaśniej czyściutkim ubranku do wagonu pełnego kominiarzy i jeszcze usiłować się tam do czegoś dopchać... — a może i od urodzenia... i to by się nawet zgadzało z
To strzelaj! Ty!..
Tak, zaraz. Nawet gdy już zostaliśmy tylko my dwaj. Usuwać co niepotrzebne a zabiera czas; to dla siebie. A przy okazji i dla niego; przekona się że jak życie tak może być i śmierć niezależnie od całego te°g°o° °teraz
Strzelaj! Skurwysynu!!
Tak. ( ( ( (
Zastrzelił mnie!!!
Zastrzeliłem go a jeszcze wrzeszczy — jak i tamto: raz brat a raz skurwysyn —; wariackie. Może by go naprawdę kropnąć.
Ty! aleś mi strzelił. Tuż nad uchem.
Ty, alem ci strzelił. Nad uchem.
Ty... ty, to było całkiem podobne do tamtych huków...
Albo tamte do tego. Ty.
co?... i może... a może przez cały czas to... to mi ty strzelałeś tak nad uchem a mnie się wydawało... a to po prostu tylko ty mi...
Po prostu; tak; i błyskałem ci w oczy jednym z reflektorów. Widzisz jak to sobie ładnie można wytłumaczyć.
— więc wszystko w porządku, jesteśmy tylko trochę pijani, i siedzimy sobie, w tym... tak, już świcie... czerwcowym... i gramy w szachy, gdy
Strona:Stanisław Czycz - Ajol.djvu/218
Ta strona została przepisana.