i w postaci człapiąco i z roku na rok jak wrzód wzbierająco i gówniano dalekiej od kiedyś rojonego —, że buchnie we mnie jak biały żar przerażeniem które mnie rozbłyśnie zapali we mnie różne słońca i zadygocą w nich wszystkie możliwe lądy i morza i wszystkie tam istnienia objęte tym moim rozwidnieniem tak wtargną w tym momencie we mnie —, we mnie a po co by to już nie wiem i czy mi było jeszcze mało, ( ( ( przyjdź Przerażenie, — i mogę też powiedzieć teraz ( ( ( ( teraz że ze wszystkich ognistych potopów świata ( ( ( ( z całą tą fonią ( ( ( jest mniej od tego co można mieć ze samego siebie, co każdy niesie w sobie w zwykły najspokojniejszy dzień, i tylko mu to wzbudzić, czy wyeksponować powiedzmy, jakież nieprzebrane i wszystko zaćmiewające bogactwa w tak niepozornym nędznym ścierwie, już choćby te oczy com postradał, razem zdaje się z powiekami, gdyby sczerniały słońca wszystkich galaktyk i na zawsze jakikolwiek blask czymże by mi to stanęło przy moich opróżnionych oczodołach — rozpatrując stronę jedynie optyczną — są w pierwszej chwili jeszcze inne — podobnie bogate —, — no, wystarczająco się już naprzyglądałem, a nie było tak czemu, i już od lat na to co do mnie szło lepiej było wystawić te puste oczodoły — inne jeszcze strony oprócz optycznych bogato szło — postradałem te oczy razem zdaje się z powiekami — tak już do końca będziesz miał oczy otwarte — ( ( ( ale mi jeszcze zostało słyszenie — też mi idość zbędne, i coś tam jeszcze albo gdym też kiedyś obiecywał sobie z tego uciechę i tak ogromną i wielobrzmieniową taką symfoniczną jak to ich ginięcie ( ( ( teraz mi to zupełnie... — czy uciechę też i stąd że to mi się widział moment zbratania, mnie — z żywymi i kwitnącymi — wśród których szedłem w innych ogrodach — iw długiej nędzy chyba wreszcie chorzejąc ohydnieje się — z wierzchu i wewnątrz — i głównie sobie — i nikim tak łatwo — chorzejąc chyba też na umyśle — nikim i niczym pogardzać nie jest tak łatwo jak sobą — i temu najbardziej ze wszystkich cuchnącemu gównu gdy jeszcze czego życzyć to tej ognistej kąpieli — niech go obmyje bo nie zdołałoby już nic inne — niech go zmyje — że mnie z nimi to zbratanie, to spoufalenie, to pięknych i żywych i kwitnących wbiegnięcie
Strona:Stanisław Czycz - Ajol.djvu/223
Ta strona została przepisana.