Strona:Stanisław Czycz - Ajol.djvu/43

Ta strona została skorygowana.

czyłem, uświadomiłem sobie że to nie jest zwyczajna restauracja lecz nocny lokal, zobaczyłem też parę dziewczyn czy kobiet myślałem dotąd że jest tylko ta Muza, chociaż nie jestem pewien że tak myślałem tamte musiałem już chyba widzieć wcześniej,
lecz były niewiele lepsze od Muzy i było ich pięć lub sześć a Początkujących Nastrojonych Na Kobietę około setki i nie wiem właściwie dlaczego zaraz wróciliśmy,
ja i And dlaczego wróciliśmy zaraz do hotelu gdy przecież nie mogliśmy liczyć na choćby krótką przyjemną chwilę w tamtym lokalu,
wprawdzie ten Towarzyszący Który Się Poderwał ciągle jeszcze Rzucał w naszym kierunku Groźne Spojrzenia i inni też byli Oburzeni naszym Zachowaniem Się
ale nam już od jakiegoś czasu śmiech nie sprawiał takiej przyjemności jak dawniej (tak, przesadziłem mówiąc że przyjechaliśmy tam aby się pośmiać, przesadzaliśmy bujaliśmy siebie wzajemnie że idzie nam o to, — lecz chyba to stąd że trochę za bardzo chcieliśmy zrozumieć o co nam tam idzie) nie sprawiał nam takiej przyjemności jak dawniej; myśmy się może już dość naśmiali


— o, bo myśmy się śmiali, ach jakżeśmy się — wreszcie już bez przerwy — śmiali,
i rzeczywiście, ileż mieliśmy do tego powodów, i było ich więcej i więcej, nieprawdaż And, coraz więcej, aż już wydawało się niemożliwe że może być więcej, nawet że w ogóle może jeszcze być,
choć prawda; zdarzało się że ich ma moment nie było, stawały się mniej wyraźne;
pamiętam: jakiś ranek, wstawałem (nie, nie to że byłem sam bo przecież później już twoja obecność nie była potrzebna wreszcie śmiałem się już bez ciebie, więc nie to, takie momenty zdarzały się i wtedy gdy byliśmy razem) pogodny ranek, wstawałem jakiś rześki, rzekłbym — odnowiony, „pięknie” mówiłem sobie „bardzo spokojnie, czysto”, „liryzm, smutek, och jaki smutek, jak miło” — byłem dobrej myśli — „jak smutno, dzionek zapowiada się nieźle”, „ho ho, nieźle”. Gdzie tam. Kupa śmiechu; przez cały dzień, i zasypiałem chichocząc. Właśnie; bo już