talentu czy jak tam jeszcze, — miałeś zawsze, a wtedy, gdy przyszedłem tam z guzikami, to był już szczyt, szczyt mistrza, i czy ja mogłem spróbować zrobić też coś takiego? doganiałem cię nieraz jak myślę ale w tym czy mogłem choćby marzyć o dorównaniu? — zawsze byłem daleki od przesadnej skromności od nawet skromności w ogóle, ale wiem, wiedziałem, że gdybym i ja, gdybym spróbował, to byłoby to żałosnym jakimś plagiatorstwem najbardziej marnym ze wszystkich dotąd doganiań, bladą karykaturą; tak, nie kreacja ale raczej coś z biednej kreatury, — i nie brawa ale raczej grymasy niesmaku. — — Tak, nie tylko w grze w karty. A ja teraz chciałbym przynajmniej w tym mieć podobne szanse; zagramy w oko?)
— — patrzył w okno, czekałem aż się odwróci, i wtedy podam mu kartę; lecz on po chwili — patrząc ciągle w okno — powiedział:
— Wyciągnąłeś mnie; ja jeszcze nie chciałem stamtąd odjeżdżać.
— Dlaczego? Przecież tutaj też dobrze nam się gra. I mamy wódkę.
pomyślałem że to jest z jego strony celne, bo ja rzeczywiście pragnąłem tam jeszcze zostać — spróbować odnaleźć tę dziewczynę, jeszcze ją zobaczyć —, chciałem to przed nim ukryć tak bardzo że nieomal ukryłem przed sobą a teraz on gdy już jesteśmy w drodze i co najmniej już dwie godziny jazdy on mi to mówi, i dodaje jeszcze:
— Może wrócimy?
— Dobrze, wracamy — odpowiedziałem — wysiadamy na najbliższej stacji i czekamy na powrotny pociąg.
ale nie wiedziałem już co o tym sądzić gdy zaczął mówić że miał się tam spotkać z tą jasną blondynką, że umówił się z nią w kawiarni w której byliśmy, lecz wyszliśmy stamtąd za wcześnie, ona miała tam przyjść za jakieś pół godziny, — wyjął z kieszeni jakiś wiersz, jej wiersz — jak mówił, czytał go głośno, potem pytał czy ładny „bo przecież tak piękna dziewczyna nie może pisać brzydkich wierszy”, powiedziałem że tak że bardzo ładny, i żeby mi dał go jeszcze przeczytać bo jestem raczej wzrokowcem — chciałem odwlec powrót do oka czy pokera, może on to wyczuł; schował wiersz, powiedział „gramy”,
zamykały mi się oczy; chciało mi się spać tak bardzo
Strona:Stanisław Czycz - Ajol.djvu/68
Ta strona została skorygowana.