że już wreszcie nie mogłem udawać; „to prześpij się” powiedział And; jeszcze nie zasnąłem kiedy szarpnął mnie za rękaw: „gramy”
podał mi kartę, odepchnąłem jego rękę, karta upadła, podniósł ją; siedział spokojnie;
już prawie spałem gdy uderzył mnie kartami od dołu w nos, wytrąciłem mu je z ręki, karty rozsypały się na podłodze, popatrzył na mnie uśmiechając się i kopnął mnie w nogę, oddałem mu, kopnął mnie znowu i już silnie, uderzyłem go pięścią, zaczęliśmy się bić; w pewnej chwili musiał chyba dostać w nos, zaczęła mu kapać krew; może już nie miał zamiaru się bić już siedział spokojne gdy jeszcze go uderzyłem, a on wyciągnął chusteczkę próbował zatamować tę krew, już nie krople ale wąskie strużki od nosa poprzez usta i brodę,
„no” — pomyślałem — „wreszcie spokój; szkoda że to nie nastąpiło wcześniej”. On schylił się, z tą chustką przy nosie, pozbierał karty schował do kieszeni, usiadł w kącie obok drzwi; oczy miał otwarte wpatrzone w ścianę przedziału;
— lecz nie mogłem zasnąć; siedziałem przy oknie, już ciemnym, patrzyłem na mijane światła, na budynki pustych stacyjek gdzie pociąg się zatrzymywał; były jakieś głosy konduktorów, podnoszenie latarek, starałem się skupić całą uwagę tylko na tym, czekałem aż mnie to zmęczy i oczy mi się zamkną, bo z początku zaciskałem powieki ale sen nie przychodził — mimo iż przecież przedtem podczas gry w karty wydawało mi się że zaraz zasnę — czekałem aż oczy same mi się zamkną na jakimś zarysie mijanego domu czy na szeregu świateł którejś ze stacji nie pozostawiając we mnie żadnych innych obrazów nic prócz tego jakiegoś martwego konturu dachu tych rozmazywanych ruchem i kroplami deszczu na szybie stacyjnych lamp
Jakaś stacja na której pociąg się zatrzymał wydała mi się nieco większa, pomyślałem że zatrzymamy się tam dłużej i wyszedłem żeby kupić coś do zjedzenia. Na dworcu nie było żadnego nawet bufetu, dopiero kilkadziesiąt metrów za budynkiem stacyjnym był kiosk z papierosami i piwem i były tam tylko jakieś jakby chorowite sucharki, kupiłem tego dwie paczki i kiedy płaciłem usłyszałem gwizd, pociąg ruszył,
Strona:Stanisław Czycz - Ajol.djvu/69
Ta strona została skorygowana.