Strona:Stanisław Czycz - Ajol.djvu/72

Ta strona została skorygowana.

dzięczam wyłącznie tobie. Zaraz, któż to powiedział „w mowie — słodycz idiotów”? — bo zapomniałem.
— Nie wiem.
— A powinieneś. Powinieneś pamiętać kogoś kto był tak dobry czy grzeczny i poświęcił ci tych parę słów; bo to jest już tylko o tobie. Pomyśl: ktoś tak miły że aż zechciał poświęcić parę słów wyłącznie tobie.
— Dlaczego próbujesz nie być słodki w mowie, Midryga?
— Ach, prawda. Przepraszam, Świdryga.
i zaraz:
— Tak, rozmowa słodka. Prawie tak jak te sucharki. A my teraz mamy ochotę na coś słodszego, za czym już stęskniliśmy się, na coś naprawdę słodkiego;
odpowiedziałem mu, żeby wyciągając z kieszeni te karty wyciągnął też swoją chusteczkę i żeby się jej przypatrzył; że to będzie chyba równie słodkie; oczywiście mówiłem to także z buzią czy miną której w żadnym wypadku nie można by nazwać groźną lub posępną, ale on jednak już nic nie powiedział, i milczeliśmy do chwili gdy pociąg dojechał do tamtego już dość dużego miasta i gdzie mieliśmy się przesiąść, i okazało się że na ten drugi pociąg będziemy musieli czekać około półtorej godziny —


Z peronu zeszliśmy w dół; było trochę cieplej w tych tunelach i korytarzach pod torami i peronami; i chyba tam była też jakaś większa podziemna hala, jakby poczekalnia; wiem że były ławki, może zresztą ławki były pod ścianami w korytarzach, trochę ludzi na nich a także ludzie przechodzący niezbyt szybko, ludzie przeważnie brudni nędznie ubrani; jakieś dwie kobiety, jakby żebraczki, a to były chyba kurwy, przechadzały się wzdłuż któregoś z korytarzy;
te podziemia stacyjne stolicy zagłębia węglowego wydały mi się nagle jakimś przedsionkiem kopalni, kopalni z której już nie wyjdziemy; któryś z korytarzy, myślałem, zaprowadzi nas pod ścianę węgla, a może wybuch dynamitu odsłoni węgiel w którejś ze ścian, lub zapadający się w momencie wybuchu zapadający się tam w głąb ja-