kiś parowóz czy cały pociąg rozsypie się w kawały węgla i ci ludzie siedzący na ławkach poderwą się do pracy i my również rzucimy się razem z nimi na ten węgiel, a teraz mamy jeszcze chwilę czasu chwilę odpoczynku po podróży i jeżeli czekamy na jakiś pociąg to właśnie na ten,
albo kopalnia jest trochę niżej; na tym poziomie nie ma i nie będzie żadnego węgla, jest niżej ale niezbyt daleko i może rzeczywiście można tam dojść jednym z korytarzy, może właśnie tym, odnoszę wrażenie że opada w dół jak pochylnia, idziemy wolno, powinniśmy iść jeszcze wolniej, trzeba przedłużyć ten czas odpoczynku, w dodatku jesteśmy przecież jeszcze niezupełnie trzeźwi, wolno, jeszcze wolniej, w jednym z dwu lub trzech podziemnych kiosków And kupił bułki ze serem, należy to spokojnie jeść i iść nie spiesząc się, trzeba mieć jakieś siły do pracy;
i jest jakaś prawie radość że wreszcie jesteśmy na miejscu, że ta jakaś bardzo długa męcząca droga — a nie myślałem tylko o tych ostatnich trzech dniach (he he, — no tak. Zaraz: byłem przecież bardzo zmęczony; więc chyba mogłem pozwolić sobie na patos; i wiem: później też. A zresztą to co? To co, wesołku?) — że ta droga jest już skończona i jest wreszcie to — trochę może twarde — ale bardzo go pragnęliśmy, pragnęliśmy jakiegokolwiek, i to jest właściwie dobre — twarde uciszenie, uspokojenie. Radość że jesteśmy już na miejscu i że czeka nas tylko ta praca a potem powrót tutaj, do tego podziemnego miasta; tak, bo to nie jakiś przedsionek lecz miasto; i powrócimy tu później razem z tymi ludźmi, razem z nimi będziemy odpoczywać siedząc na ławkach czy przechadzając się podziemnymi ulicami;
są, widzę ich, jest ich dość dużo; tak, i żaden z nich nie próbuje się stąd wydostać,
jakby nie tylko nie mogli — a chyba wiedzą o tym tak jak i my, my już teraz jedni z nich — jakby stąd wyjść nie tylko nie mogli ale i nie chcieli;
skoro to podziemne miasto jest bardziej prawdziwe,
bardziej prawdziwe niż miasta tamte na powierzchni — o ile nawet któryś z nich zadaje sobie jeszcze trud aby je sobie przypomnieć, o ile pamiętając porównuje;
prawdziwe; w jego światłach nie ma nic ze złudnych przejaśnień tamtych powierzchniowych dni, tu nie ma
Strona:Stanisław Czycz - Ajol.djvu/73
Ta strona została skorygowana.