góż ta fasada musi od razu skłaniać do podniosłych rozważań, do tych świetlistozłotych budowań, tych nakładań na jedne, już i tak mylące ramki, tych drugich, bardzo złotych i bardzo — pomimo wszystkich ich subtelności, a raczej właśnie dlatego — bardzo ciężkich, ciężkich często nawet dla samego obrazka, grożących mu nawet jego uszkodzeniem — o ile by tam było coś do uszkodzenia, o ile cały ten obrazek nie byłby tylko uszkodzeniem (samoistnym, istniejącym tylko w sobie, w fakcie uszkodzenia; jest uszkodzeniem, więc jego reperacja równałaby się jego unicestwieniu), och Świdryga, zresztą nie to, nie o tym, tym bardziej że zdarzają się jeszcze chwile w których myślę że And gdy wtedy w tych tunelach mówił „nie istnieją” miał rację; więc nie o tym; mnie interesują twórcy tych ciężkich rozbłyskanych ram i to późniejsze walenie się ram na swoich twórców;
mógłbym się jak powiedziałem, och Świdryga zlituj się mógłbyś o wciornaści, mógłbym się tym nie zajmować, ale mnie tu w tej historii z Andem idzie między innymi (jak sobie to nagle uświadamiam, czy uświadomiłem przed chwilą) o takie właśnie ramki, i z podobnym całym cyklem, który się zaczyna od czegoś w rodzaju zobaczenia, następuje potem cieplutka jeszcze z początku gra wyobraźni, by poprzez niepojęty dla mnie urągający wszelkiemu rozsądkowi poryw budowania czy raczej dobudowywania a pochłaniający wreszcie całkowicie tego budującego dojść do przywalenia go miażdżenia,
choć przedtem — lecz zwykle już trochę za późno — mogą być próby ucieczki — za późno i histeryczne i też jakieś ramkowate — próby wydarcia się z tej budowli; miała być promykiem, radością (aha — jak powiedziałem jak już powiedziałem zaraz na początku — ja nie o nim nie o Andzie lecz o sobie, no o nim też bo on, pomijając już inne i ważniejsze chyba względy myśląc tylko o tym, on mnie interesuje — on poszedł w tym trochę dalej, — lecz o sobie, nie to że on lecz ja, że ja w tym tkwię („sztuki piękne”, ale tak samo gdy sobie kto w łeb wbije Marsjan lub coś ze zupełnie niższych rejonów; lecz ponieważ ja nie działałem na tych po-
Strona:Stanisław Czycz - Ajol.djvu/76
Ta strona została skorygowana.