Strona:Stanisław Czycz - Ajol.djvu/83

Ta strona została skorygowana.

śli jeżeli rozwijane to chyba nie za daleko od kierunku jakby wyznaczonego jego rozumowaniem,
a w pewnej chwili może nawet już nie on lecz ja powiedziałem — czy myślałem — „tak, to jest w nas tak wielkie, może być tak wielkie, bo nie istnieje; nie jest do sprawdzenia; tylko czysta wyobraźnia może nadać czemuś taką bezgraniczność, bo przecież wcześniej czy później poznajemy marność — (a kelnerka przechodziła. I miałem ogromną ochotę. I siedziałem. I mówiłem czy myślałem:) — wszystkiego co jest do poznania; a więc można powiedzieć i tak: jeżeli coś w nas jest i nie przestaje być wielkie, to dowód że nie istnieje”. On zadał mi w końcu tamto pytanie i odpowiedziałem twierdząco, lecz zaraz — ponieważ uświadomiwszy sobie to zdumienie nagle się go przestraszyłem, tak, to naprawdę przejęło mnie strachem — zaraz dodałem — żeby się temu zdumieniu przeciwstawić a może nawet (bo miałem i tę nadzieję) zlikwidować je zupełnie — dodałem:
— zdumiewa, ale nie bardzo.
— No więc pozostaje i jeszcze czekanie na to „bardzo”; tak bardzo, że już nie będzie w tobie nic prócz zdumienia, ono zajmie miejsce tamtych fantazji; więc teraz jeszcze masz trochę czasu aby się zastanowić czy można żyć samym zdawnieniem; zdumieniem że się jednak żyje; a jeżeli ja tutaj trochę się wygłupiałem
Proszę państwa zamykamy
to było powiedziane wyraźnie, lecz niezbyt głośno, ale natychmiast poderwaliśmy się do wyjścia, a w drzwiach zatrzymała nas jeszcze kelnerka bo zapomnieliśmy zapłacić.


Naszego pociągu już nie było, ale za kilkanaście minut nadjechał następny, więc ten pierwszy odszedł chyba przed jakąś godziną.
I znowu byliśmy prawie sami w wagonie, jakichś trzech mężczyzn, chyba górników, siedziało w drugim jego końcu, usypiające dygotanie rozklekotanego wagonu, blade i brudne światło lamp gazowych, powietrze