Strona:Stanisław Czycz - Ajol.djvu/84

Ta strona została skorygowana.

wilgotne ciężkie przesycone zapachem lakieru z rozgrzanych ławek, w tym dygotaniu i oparach And jednak jak mi się wydawało nie spał to tylko ja trochę drzemałem,
a potem moja stacja już była dość blisko, on rozdał karty ale przerwaliśmy grę powiedziałem mu że zaraz będę wysiadał, And mówił, że właściwie ten nasz wyjazd miał sens, a jeżeli nie to i ten fakt ma znaczenie, może nawet większe niż gdyby to miało sens, i że powinniśmy już zawsze tak jeździć razem, tym bardziej że jemu się z nikim tak dobrze tak zupełnie nie cierpi jak ze mną i że przecież Midryga musi być już stale już do końca ze Świdrygą. Zaproszono mnie — mówił (spokojnie, zmęczonym sennym głosem, i towarzyszyły temu uśmiechy, jego i moje) — na pewien wieczór autorski i powiedziałem że przyjadę; bo już przecież nie pomogą grymasy żadne próby wymykania się te wszystkie gesty, już tylko gesty, więc powiedziałem „oczywiście” i że przyjadę z tobą, oni się na to zgodzili; pojedziemy więc, to będzie za jakieś dwa tygodnie. Mówił to a w pewnej chwili otworzył okno, wyrzucił karty „bo — powiedział — do gry w karty nie dorastamy, intelektualizm tej rozrywki przerasta nas; wymyśliłem, przypomniałem sobie coś innego, odpowiadającego naszemu intelektowi, coś naprawdę dla nas”,
tak; gra w guziki, pomysł bardzo mi się podobał, miałem do Anda przyjechać zaraz gdy wstanę, „więc jutro, u mnie z guzikami; jak najwcześniej, nie powinniśmy tracić czasu, marnować zapału młodości”, powiedział „jutro” ale było już przecież po północy więc właściwie miałem przyjechać w tym samym dniu, pociąg już zwalniał przed stacją na której miałem wysiąść, And miał jeszcze z pół godziny jazdy, wstałem, zapiąłem płaszcz, And — z uśmieszkiem — odliczył papierosy dał mi połowę, pociąg zatrzymał się, wysiadłem, And stojąc w drzwiach krzyknął jeszcze:
„Pamiętaj, przyjedź do mnie. Zagramy sobie w guziki.”


Pomyślałem że pomyliłem piętra, tamte korytarze są dość ciemne a wszedłem tam wprost z przedpołud-