Mamy tych braci — tych zmarłych zaledwie,
Już przerzucanych po kartach historii,
Jak się przerzuca kamienie na sitach,
Winę na innych; na jarmarkach — żywiec.
Mamy tych braci — tych zmarłych zaledwie,
A już dźwiganych do wtórnej roboty.
Najpierw się muszą wyłamywać z szuflad,
Z matczynych biurek ze złoconym zamkiem,
Z owych izdebek czułości i trądu,
Gdzie leżą bladzi, zadławieni pudrem,
W powiędłych skrzydłach kołnierzyków Jula,
W maskach niemowląt lub swojonych ptaków.
Tam oni — chudzi, wiecznie anemiczni —
Błądzą po kątach, wikłają się w lustrach
Zdjęć amatorskich; przerzucają lasy
Cenzurek szkolnych, dentystycznych recept.
Umarli krzyczą w matczynych szufladach
Śmiesznym głosikiem z okresu mutacji.
Potem wędrują przez piekło legendy,
Wywoływani z płonących kieliszków;
Powstają z lękiem, kiedy się odmyka
Nie grób nad nimi, lecz wieko bufetu.
Strona:Stanisław Grochowiak - Wiersze wybrane.djvu/169
Ta strona została uwierzytelniona.
★ ★ ★