Strona:Stanisław Grochowiak - Wiersze wybrane.djvu/186

Ta strona została uwierzytelniona.
Liryki kazimierskie


I

Wzgórza mnie wzięły w białe posiadanie;
Jeszcze przez chwilę jestem w rozramionach
Widoków widnych, mrozów uszczypliwych,
Gwiazd z miedziorytem cienkich krajobrazów;
Wróble mnie wzięły w skrzydłe posiadanie,
O, jeszcze czuwam ponad tropem ptasim.

I czuję. Czucie przenoszę na czubkach
Palców — jak kulę ulotną czarodziej;
Pięć strun mych dłoni obracając w północ,
Pięcioma chłonę złoty wiew południa,
Aż tak je składam w wieczne pożegnanie,
Jakbym miał objąć twarz śpiącej kobiety.

Bo tu, gdzie wzgórza kładą łby na łapach,
Tu twe wezgłowia odnajduję święte;
A tam, gdzie rzekę ostry mróz naprężył,
Tam twój kręgosłup zastygł w zachwyceniu;
Tak jesteś wielka w tej bezbrzeżnej złudzie,
Że litość bierze nad twą klęską małą.

Poniosłaś klęskę. Ja poniosę dalej
Nozdrza zamarzłe, wargi nadkruszone;
Czas mnie poniesie w klimaty starości,