Druga (niby to pokornie):
Oj, co prawda to prawda. (I z westchnieniem) Klępo!
Ale Pierwsza dzierży obraz, jakby szła w Pielgrzymce,
Więc zimna na zniewagi bezbożnej ciemnoty
Uśmiecha się wstydliwie uśmiechem męczeństwa,
I co by tamta nie rzekła, ona jest w komeżce
Jak sam ksiądz wikary.
Widząc to, ta Druga
Już bieży truchcikiem do stóp konfesjonału.
O zlitowanie prosi.
Druga:
Rama może ładna, ino że stara. Wierz mi, pani Majewska.
Pierwsza: (już z triumfem):
A wierzę, ja wierzę. I tuś mi pani wlazła
W moją parafię Świętego Floriana.
Rama jest stara, bo i obraz stary, a to zaś znaczy
Samo arcydzieło. Tak mnie jeden uczył,
Co był Profesor.
Druga:
Panienko Najświętsza! Pokaż pani to bliżej!
Więc ta pierwsza zbliża się łaskawie, obraz przed oczy podsuwa
Niby Papież lub Hrabina rękę do ucałowania;
I zaraz
Tonem kaznodziei (choć jeszcze wierzącego w Niebo)
Materię obrazu — i zakątki jego — wyłuszcza.