Mam jeszcze azyl. Bielona mansarda
Wśród drzew rzucona — jak skorupa pośród
Łąki fabrycznej. Tym wzgardzeniem harda.
Bo ile środków ma byle mimośród?
Środek zachwytu w ptaków śpiewnej gęstwie,
Gdy gawron kona — słowik gna intruzów...
Środek na pszczoły w kramarskim przekleństwie
Przy kopcach papryk i turniach arbuzów...
Środek zdziwienia, kiedy drobna łyska
Jak rzęsołamacz mknie po starej fosie...
Środek zamętu, kiedy piorun łyska
W niebo się wnosząc na drzew wniebogłosie...
A w środku nocy — od niedzieli do śród —
Gdy na warzywa ożywia się popyt,
W mojej mansardy tajemny mimośród
Sączy się blade echo końskich kopyt.
Koń wlecze wozy, czyli też furmanki
Werblem klekotu doboszują koniom.
Bagiennym światłem kolebią kaganki,
Chłopskie kożuchy — rzeżuchową wonią.