Bo Ignac aż do wieczornego udoju chodził z rozpiętym.
A tedy wydarzyła się Przepoczwarna Historyja z Zegarkiem.
Kiedy Sołtys dał się wieść
Pomiędzy Scyllą i Charybdą nieznajomków,
Z kamizelki — suwerennie — wyściubił się zegarek
I w ścieku ulicznym narobił chlupotu.
Tonął majestatycznie,
Ruchem wahadłowym,
Według ściśle nastawionych wskazówek,
Z śrubką zaszpuntowaną jak u każdego Titanica.
Gapiów
Naschodziło się z miejsca zatrzęsienie,
Zwłaszcza tych nabożnych, z postnej mszy w Klarysewie —
I z kolejki na Chyliczki.
Wszyscy w sobie niemówni, bo co ledwo pacierz
Wygadali, a tu rzecz dziejowa.
Zresztą tenor nadawał
Sam Sołtys, gdy sznapsbarytonem —
W czeluści kanału kalesony maczając —
Tak gawiedź pouczał:
„Przyrządy do mieszania czasu,
Które wyławiamy,
Składają się przede wszystkim z kół
I części wykonujących ruch obrotowy (...)