miotów narzuca się nam dlatego, że dane nam są one przede wszywszystkim w tych samych jakościach dotyków, w których w ich zewnętrznej składowej (komponencie), w odróżnieniu od dotyku wewnętrznego (mniej ściśle odgraniczonego w częściowych jakościach a absolutnie odgraniczonego co do lokalizacji, w obrębie wyznaczonego dokładnie przez dotyk zewnętrzny ciała) tzn. od czuć muskularnych i organów wewnętrznych, dane jest nam nasze ciało.
Biologia, a w szczególności anatomia i fizjologia uczą nas, że to co odczuwamy zależy nie tylko od otaczającego świata, ale w równej mierze od tego, jakie są reakcje i nastawienia z góry, w pewnych już określonych kierunkach naszego ciała. Rzadkie wypadki halucynacji nawet kompletnych, sprowadzalne jako takie drogą okrężną(tzn. tylko bardziej skomplikowanymi związkami naszych czuć) nie mogą tu być dowodem przeciw realności świata, bo na to, aby coś jako halucynację ocenić, musimy przeciwstawić ją jakiejś realności. Znikoma część wrażeń naszych, którą jako halucynacje (przy pomocy okrężnych procesów, nie będących halucynacjami)[1] określimy, nie może być dowodem, że wszystko inne może być też halucynacją. Zresztą aby halucynacje były możliwe, konieczne jest istnienie naszego ciała.
Możemy odróżnić a) idealizm krańcowy, graniczący prawie z solipsyzmem, absolutnym jeśli chodzi o nas samych i uznający za nierealne nasze ciała, ale uznający za to wielość takich bezcielesnych w istocie jaźni, istniejących jednocześnie, czujących coś „niematerialnego“ i myślących. Do kwestii uczuć i myśli i ich sprowadzalności — przy czym unika się koncepcji dwojakiej (czy może trojakiej) świadomości — powrócę później. Gdzie to się dzieje i jak, nie wiadomo — bo przestrzeń jest tylko w takim razie wyrazem tajemniczego w swej istocie „przyporządkowania“ jakości między sobą w obrębie jednej „jaźni“ i przyporządkowania ich intersubiektywnego w ten sposób, że tworzą złudę obiektywnego, realnego, tj. związanego ze sobą świata dla tej wielości jaźni — i b) idealizm, polegający na tym, że uznajemy za realne, dane sobie (czyli nam samym w sposób adekwatny) nasze ciała, czyli uznający, że w czuciach organów wewnętrznych i muskularnych, w czuciach bólu i przyjemności jesteśmy tym, czym w istocie jesteśmy, a inne jakości i dotyki zewnętrzne, dźwięki i barwy dają
- ↑ Naturalnie, idealista skrajny może spytać: „a skąd wiemy, że te procesy nie są właśnie halucynacjami?“. Ale wtedy wszystko, nasze ciała nawet też, mogą być złudzeniami i wtedy jesteśmy w sferze solipsyzmu, na który rady nie ma... Ale trzeba być solipsystą konsekwentnym — oczywiście nie w życiu, tylko w poglądach.