wszystkie istotne, nawet własności kształtu, jako różnie zlokalizowane „czucia przestrzenne“ (formalne), związane zawsze razem z innymi jakościami w nierozdzielne całości, w których one odegrywują wprawdzie tylko rolę momentów niesamodzielnych, ale w abstrakcji pojęciowej wydzielić się nie dadzą[1]. I w tym tkwi — jak w większości częściowych poglądów poglądu życiowego — zdrowa część idealistycznego światopoglądu, który trzeba włączyć z konieczności w pogląd realistyczny, nie doprowadzony znowu do zupełnego absurdu kompletnego odproblemienia: rzeczy nie są tym czym nam się wydają — ale nasze ciało jest właśnie tym czym jest i niczym innym, a z nim my sami. Rzeczy muszą być jednak czymś same w sobie jeśli są czymś dla nas; tu musi następować odpowiedź realizmu poza‑doświadczalna, wyprowadzona logicznie z absolutnie pewnych prawd poprzednio postawionych[2].
Przyczyna tego stanu rzeczy, że „coś nie jest tym na co wygląda“ leży w samym jądrze istoty Istnienia, w jego rozdziale na indywidua same dla siebie (IPN) i świat, z tychże indywiduów złożony, jako z jedynych bytów samych dla siebie, który musi przedstawić się dla tego danego jednego indywiduum, które jako takie od środka rozpatrujemy, jako coś inaczej danego, niż jego własna rozciągłość sama dla siebie, czyli ciało. Ale wniosek stąd idealizmu połowicznego, że wszystko, co nie jest naszym ciałem jest nie realne, albo twierdzenie, że są jaźnie, ale bezprzestrzenne, a to, że dane ciało związane jest z daną jaźnią, lub że między przedmiotami zachodzą pewne związki, określone zostaje jedynie jako „przyporządkowania“ bez realnej podstawy, a nie wiadomo skąd wzięte, jak np. „przedustanowiona Harmonia“ Leibniza, są koncepcjami niekoniecznymi i stwarzającymi obraz świata niepojęty, w którym rozwiązania problemów zastąpione są werbalnymi często twierdzeniami.
Oczywiście, logicznie nic zarzucić temu nie można, ale obraz, który w ten sposób dostajemy posiada luki, w których, jak jakieś „metafizyczne“ szmaty, powiewają wiszące w absolutnej nicości jakości, stanowiące „przeżycia“ bezprzestrzennych, „punktalnych“ jaźni, bo przecież w przestrzeni one muszą jednak się znajdować, o ile nie unicestwimy Przestrzeni razem z Czasem, werbalnym stwierdzeniem, że są one pustymi formami „empirii“ (?) tych bezprzestrzennych jaźni. Chodzi o to, aby każdy pogląd doprowadzić do