stanowiący, a nie istniejący gdzieś (gdzie i jak?) poza nimi i tylko jako „nędzne zjawisko“ w nich się przejawiający. Widzimy, że idealista ulega złudzeniu: sprowadziwszy jaźń do jakiegoś „metafizycznego“ bezprzestrzennego i bezczasowego punktu jako jedyną rzeczywistość i unicestwiwszy w ten sposób świat, zniżając go do roli pozoru i złudy, myśli, że usunął w ten sposób niepokojącą tajemniczość bytu. Ale wyrasta ona w formie problemu stosunku tejże punktalnej jaźni do złudy, która ją otacza, a samo pojęcie złudy, mające sens jedynie w stosunku do rzeczywistości, traci go kompletnie i oto wszystkie problemy wracają przez szpary i szczeliny pozornie nieprzepuszczalnego gmachu, ponieważ wszech‑złuda niczym nie różni się od wszech‑rzeczywistości; rozwiązanie problemu jest czysto werbalne — zmieniła się nazwa, w której pozornie kryła się jakaś moc, jak w magicznym zaklęciu; ale ta moc właśnie okazuje się złudą i puste słowa idealisty miota wicher zwątpienia po świecie, jak zwiędłe liście żywych niegdyś drzew i krzewów.
Idealista przerażony solipsystyczną pustką Istnienia, której logicznie pokonać nie może, tzn. nie może przekonać się o konieczności przyjęcia realnego istnienia dookolnego świata (tak jak podobnie nie można zniszczyć logicznie solipsyzmu wychodząc z przyjęcia realnego istnienia) zaczyna powoli robić różne koncesje, ale nie w imię konieczności absolutnej, jeśli nie logicznej to ontologicznej, tylko po prostu w imię poglądu życiowego i idei prawdopodobieństwa: widzę podobne mi stwory, które robią podobne miny do mnie i mówią jak i ja, wobec czego trudno przypuścić, aby złuda istnienia była aż tak doskonała: przyjmijmy, że one są naprawdę, bo w solipsyzmie — jedynie naprawdę godnym przyjęcia, na tle jego nieodpartości — żyć nie można.
A jak się przyjmie realność ludzi z „przyporządkowanymi im ciałami“ (ordynarna, naiwna, pierwotna wiara w duszę i ciało jest tu tylko pokryta sosem pseudo‑naukowej terminologii) to musi się przyjąć realność swego psa i kota, a dalej innych zwierząt, a dalej i roślin jako kolonii Istnień Poszczególnych i zostają wreszcie tylko przedmioty martwe i pod pozorami idealizmu uprawia się zwykły a niepojęty dualizm materii martwej i żywej, który przezwycięża się gołosłownie powiedzonkiem, że jakości w naszych trwaniach są przyporządkowane. Po kiego czorta? — abyśmy mogli istnieć jako organizacje psycho‑fizyczne brzmi odpowiedź. I tu przyjęliśmy po kryjomu wszystko, co bohatersko z punktuśmy odrzucili, bo wprowadzając to ostatnie pojęcie jesteśmy od razu w poglądzie realistycznym.
Strona:Stanisław Ignacy Witkiewicz - Idealizm i realizm.djvu/28
Ta strona została uwierzytelniona.