Strona:Stanisław Ignacy Witkiewicz - Janulka, córka Fizdejki.djvu/11

Ta strona została przepisana.
Akt I

Ogromna sala, przedzielona na ścianie wprost i na podłodze zygzakowatą linią o szerokich, piorunowych załamaniach, /trzy na ściance, dwa na podłodze./ Na lewo małe okno z kratami, dość wysoko umieszczone, na prawo — duże okno z firankami. Drzwi wprost przedzielone zygzakiem, z lewa na prawo. Lewa strona zrobiona jest z obdrapanego, wilgotnego, spleśniałego, miejscami wydanego muru. Na ścianie olbrzymie /ceylońskie/ karaluchy, wypukło odrobione, lśniące. Mogą się nawet ruszać. Na środku lewej połowy sceny stoi ukośnie z prawa na lewo, nogami ku widowni, ohydne, krzywe, drewniano łóżko z potwornie brudną pościelą. Kołdra łatana z czerwonych, brunatnych i żółtych kawałów. Na łóżku pod kołdrą leży konająca Elza Fizdejkowa, z rozpuszconymi siwymi włosami, które spływają aż do ziemi. Przy łóżku, na prawo, nawpół rozwalona szafka nocna i olbrzymie, obrzydliwe, przydeptane pantofle. Na szafce pali się bardzo jasna elektryczna lampa bez klosza, oświetlając wszystko jaskrawym światłem. W lewym rogu sceny piec nawpół rozwalony, biały, w którym pali się czerwony ogień.
Na prawo od zygzakowatej linii zaczyna się piekielny przepych w stylu "rococo". Czerwono-pomarańczowe obicia ścian i mebli, białych, złoconych. Dywan w czerwonawych, tonach. Lustra rococo i obrazy stare stłoczone na ścianie. Stoliki pełne bibelotów. Miniatury w kosztownych ramach i inne, nieznane bliżej autorowi /chyba w młodości w muzeach widziane/ przedmioty zbytku najwyższego z XVIII-go wieku. Przy stoliku, oświetlonym kadelabrem z kilkunastu świecami, siedzą przy kartach księstwo de la Trévoille, ubrani w stroje z XVIII-go wieku, v. Plasewitz, w czarnym anglezie i białej kamizelce i Glissander w wytartym stroju marynarkowym. De la Trévoille siedzi twarzą wprost widowni i wprost ma Glissandera, po prawej ręce swojej v. Plasewitza, po lewej — księżnę. Fizdejko. Ubrany jest w długi, tabaczkowa surdut z lat 30-tych, fatermölder i czarny halstuch, gallifety pepita i długie buty czerwonawego koloru. Przechadza się po całej scenie na froncie, paląc długą na metr fajkę. Wkłada i zdejmuje okulary dość często i bez powodu; poprawia ogień w piecu, czasem zagląda w karty grającym. Ci ostatni mruczą niewyraźnie różne tajmnicze terminy kartowe, grając b. szybko /Bridge, Wint, lub wynaleziona przez autora gra hazardowo-komercyjna: "KUMPOŁ"/[1] Trwa to tak długo, że publiczność — o ile takowa ma jaki temperament — powinna nareszcie zacząć się niecierpliwić. Na najlżejszy sygnał tego rodzaju rozlega się piekielny huk armatniego wystrzału i przez okno z lewej strony widać jaskrawy, krwawy błysk. Na scenie nikt nie drgnął. Wszyscy mówią bardzo głośno, aż do odwołania.

FIZDEJKO /spokojnie, poprawiając ogień w piecu./ — A więc Wielki Mistrz ucztuje dziś znowu z mymi bojarami. Ciekaw jestem co te chamy myślą sobie o tym wszystkim.

v. PLASEWITZ /od kart/ — Napewno akurat tyle samo, co twoje niedźwiedzie, Gieńku. Czy Janulka znowu będzie na tej uczcie?

FIZDEJKO — Nie wiem. Poszła tam jak zwykle, ale czy będzie — nie wiem. Do ostatniej chwili nic nie było wiadomym. Straciłem już poczucie czasu w tym wszystkim. Nie wiem ile dni trwa ta cała bachanalia. /Tamci grają dalej. Mruczenie kartowe nie ustaje. Fizdejko odchodzi od pieca i zbliża się powoli do grających./

ELZA — Boję się tylko czy Janulka nie zadużo pije w ostatnich czasach. A propos, daj mi wódki, Gieńku.

  1. Wyjaśnień co do tej ostatniej może udzielić sam autor, lub jaki inny były oficer Leib Gwardii Pawłowskiego Pułku, z I-go batalionu.