grudnia 1832 r., w którym kandydatom szkół miejskich i wiejskich obwieszczono, że w 8 przedmiotach, szczególnie w niemieckim języku, gruntowne wiadomości posiadać winno, dziewiąty zaś i ostatni przedmiot — a tym był język polski — nie miał być im zupełnie obcy.[1]
Gdy Olędrzy miłostowscy wyznania ewangielickiego dopraszali się w rejencyi o nauczyciela, język polski posiadającego, otrzymali odmowną odpowiedź.
Gminie polskiej w Wituchowie natomiast narzuciła rejencya Śląska Sternadta, wcale nie rozumiejącego po polsku. Odwołała go wprawdzie na żądanie gminy, ale koszta sprowadzenia go gmina ponieść musiała.
Choć przy regulacyi Pożarowa w powiecie szamotulskim dziedzic przeznaczył na szkołę kilka mórg roli na tak długo, dopóki język polski będzie w niej wykładany, rejencya daru nie przyjęła i włościanie sami szkołę uposażyć musieli.[2]
Jak dawniej Baumanna, tak też i Flottwella prawą ręką w sprawach szkólnych i chętnym i biegłym wykonawcą jego systemu był radca rejencyjny i konsystorski Jacob.
Ten to Jacob działał szybko i stanowczo i dokonał tego, że w gimnazyach zapanował język niemiecki prawie wyłącznie; nauczycielami byli po większej części Niemcy, religii w średnich i wyższych klasach ks. Andrzej Kidaszewski uczyć musiał po niemiecku, także w szkołach elementarnych znacznie w tym kierunku porobiono postępy.
Od czasu objęcia rządów przez Flottwella, który kraj nasz nie inaczej jak prowincyą nazywał, znikać poczęły powoli herb i pieczęć, nadane W. Księstwu Poznańskiemu patentem z 8 czerwca 1815 r.[3]
Wbrew temu patentowi, wydanemu w imieniu króla przez komenderującego generała Thümena i naczelnego prezesa Zerboniego di Sposetti, dyrektor sądu ziemskiego w Wschowie Nei-