Strona:Stanisław Karwowski - Historya Wielkiego Księstwa Poznańskiego T1.pdf/247

Ta strona została przepisana.

kach, tuż za ogrodem rejencyjnym, dawniej jezuickim, na ulicy Zielonej. Tu więc powitał Beurmann z kilku wyższymi oficerami i urzędnikami administracyjnymi cara, który nawet wcale z powozu nie wysiadł, gdy przeprzągano konie.[1]
Pozbywszy się cara, udali się wszyscy na pogrzeb, który odbył się z wszelkimi obrzędami wojskowymi, strzelaniem z ręcznej broni i armat.
Mając uwagę w inną stronę zwróconą, policya nie dała baczenia na Rosyan, bawiących się w hotelu Bawarskim. Tymczasem zbliżył się wieczór, zabębniono capstrzyk i owi goście zażądali koni, już dawno dla nich przysposobionych. Jechali po bruku pędem i z wielkim łoskotem; w tyle powozu, na tłomoku siedział kozak z nabitą bronią. Na Chwaliszewie koło pompy, przy uliczce pierwszej, po lewej ręce z miasta idąc, która wiodła do ulicy Weneckiej, był głęboki rynsztok. W ten stoczył się powóz tak zwanej cesarsko-rosyjskiej kancelaryi, a przy gwałtownem wstrząśnieniu, strzelba kozaka puściła. Nikomu się jednak nic złego nie stało. Przybitkę naboju podniesiono z ziemi, oglądano i, obejrzawszy, porzucono znowu. Policyi przytem nie było.
W 48 godzin po przejeździe cara kuryer rosyjski spieszył przez Poznań z depeszami księcia Paszkiewicza do Berlina, mając rozkaz wręczyć list jego wraz z kopią depeszy Beurmannowi. Z tej depeszy dowiedziano się, co zaszło w Warszawie.
Otóż ledwo tam Paszkiewicz przyjął cara, ten opowiedział mu, jak niegodnie(!) postąpiono sobie w Poznaniu. „Już na przeprzągu — mówił Mikołaj — traktowano mnie z pogardą, nikt nie zdjął czapki (Beurmann temu zaprzeczył), a ktoś bezkarnie uderzył kijem siedzącego na koźle służącego mego (czego znów nikt nie widział!).

Ale nie dosyć tego. Gdy powóz mojej kancelaryi jechał przez Chwaliszewo, tam przy ulicy poprzecznej koło pompy stały osoby podejrzane. Z ich strony padł strzał na powóz, a kula przeszyła na wylot puklat i jednemu urzędnikowi płaszcz w powozie przedziurawiła. Urzędnicy moi bali się stanąć w miejscu i w ogóle w mieście i zatrzymali się dopiero za miastem na

  1. Gazeta W. Ks. Pozn. R. 1843, nr. 220, 233.