Strona:Stanisław Karwowski - Historya Wielkiego Księstwa Poznańskiego T1.pdf/389

Ta strona została przepisana.

do której przyłączyli się inni Polacy, pomiędzy nimi Mierosławski, przedłożyła królowi na audyencyi dnia 23 marca petycyą tylko o narodową reorganizacyą W. Ks. Poznańskiego, którąby przedsięwzięła komisya, składająca się z mężów powszechnego zaufania i królewskiego komisarza, a której zadaniem byłoby zastąpienie siły zbrojnej korpusem, złożonym z krajowych żołnierzy, i obsadzeniem urzędów krajowcami. Dla zapoczątkowania tej reorganizacyi prosiła deputacya króla o wydanie rozkazu utworzenia gwardyi narodowej i usunięcia dotychczasowych urzędników policyjnych, a zastąpienia ich urzędnikami, przez wybór powołanymi.
Król w rozdrażnieniu rozumiejąc, że Polacy chcą się nazawsze oderwać od monarchii pruskiej, odpowiedział, że to stać się nie może, bo na to w żaden sposób nie zgodzi się dziewierz jego, car Mikołaj, któremu Polacy nie podołają — że lud prosty nie pragnie zrzucić z siebie panowania pruskiego, ten lud, którego przywiązanie do monarchii pruskiej jedynie uchroniło W. Księstwo Poznańskie w r. 1846 od takich gwałtów, jakie zaszły w Galicyi.
Na to wystąpił Kraszewski z twierdzeniem, że król nie jest dostatecznie obznajmiony z stosunkami w W. Księstwie Poznańskiem, bo go urzędnicy raportami swymi w błąd wprowadzają — że przyrzeczenia z r. 1815 nie zostały dotrzymane i że Prusy przyczyniły się do upadku powstania w r. 1831 przez popieranie Moskali; rosyjskiego kolosu obawiać się nie potrzeba, bo stoi na glinianych nogach. Na uwagę zaś króla, że zdaniem jego stoi na żelaznych, odparł Kraszewski że najnowsze wypadki okazały, że i inne żelazne nogi mogą się zamienić w gliniane, co zaś do rzezi galicyjskiej, to ją wywołał sam rząd austryacki, którego urzędnicy płacili chłopom za głowę szlachcica. Gdy król temu kategorycznie zaprzeczył, odpowiedział Kraszewski, że rząd austryacki przynajmniej z tego ciężkiego podejrzenia jeszcze się nie oczyścił.
I Brodowski podniósł zarzut, że uczuć Polaków W. Księstwie Poznańskiem nie szanowano mimo traktatów wiedeńskich, przyczem żywo wedle zwyczaju gestykulując, ku niemałemu przerażeniu dworaków, pochwycił króla za guzik rozpiętego surduta. „Ależ kochany dyrektorze landszafty — zawołał król — przecież na poparcie swoich argumentów nie potrzeba,