Strona:Stanisław Kostka Potocki - Mowa miana przy otwarciu Liceum Warszawskiego.djvu/6

Ta strona została uwierzytelniona.

ściem poddanych, i tłumiącego w tym względzie te miłości własnéy i rycerskiego rodu ku sławie zapędy, którym się oprzeć rzadko który z wielkich nawet mężów zdołał. Nie ubiega się on za wieńcami, które mu sława, (iż tak powiem), podaie, bo ie widzi krwią i łzami poddanych skropione. Rzetelnieyszey i cięższey do nabycia szukaiąc sławy, chce wielkość swoię ugruntować na pomyślności ludów, któremi rządzi. Ogrom potęgi iego czuwa nad ich bytem spokoynym: kruszą się o nię otaczaiące burze, na które wolno im poglądać bez trwogi. Wśrzód spokoyności, którą winni tak rzadkiemu pomiarkowaniu iego, szuka wylać na nich celne błogosławieństwa pokoiu, i ich szafunkiem piękne dni swoie oznacza. Szlachetnym i nie zaprzeczonym tego świadectwem iest dzień, w którym otwieraiąc tę Głowną Szkołę przez niego utworzoną, mam sobie za zaszczyt ogłosić téy Stolicy i całemu Kraiowi, drogi ten zadatek Oycowskich Jego ku nim chęci.

Z rozmaitych dobrodzieystw, które Rząd oświecony wylewa na poddanych swoich, za naypierwsze liczyć należy staranność Jego, o dobre wychowanie