Strona:Stanisław Przybyszewski - Poezye prozą.djvu/13

Ta strona została uwierzytelniona.

szych istot; a gdyś pragnął spoczynku, gdyś chciał ukoić rozdarte serce, chwytała cię ta sama piekielna pięść, podrywała Cię i skowyczała:
Idź dalej! niszcz dalej! krwią się zalej, ale idź, bo tak chce Twoje przeznaczenie:
Darłeś się więc przez nieprzedarte gąszcza i poplątane pnącze odwiecznych lasów, ciemnych jak sklepienie mrocznych kościołów — ostre kolce dzikich krzewów ciało Ci rozdzierało; jadowite robactwo wpijało się chciwemi żądły w ropiące się rany, ale przedzierałeś się poprzez spłecione wężowiska lianów i powojów, łamałeś gałęzie po drodze; by torować ścieżkę ciemnemu tłumowi, co szedł za tobą. Z straszną rozpaczą szukałeś jednego promienia słońca, któryby Ci jaką polanę zwiastował — daremnie! Ale wiedziałeś, że dalej iść musisz, bo tak chciało Twoje przeznaczenie.
I zstąpiłeś do ciemnych grobów, błądziłeś po ciemnych a wązkich krużgankach, by zatknąć tam tlącą się czerwonym ogniem głownię, gdzieby tłum, co szedł za Tobą, mógł odnaleźć zagubione skarby.
A z starych ruin zdrapywałeś pleśń, by odnaleźć runy odwiecznych tajemnic.
A każdą skrytkę Twej duszy skrzętnie przeszukiwałeś, by im pokazać, jak czują, jaką drogą ich myśl się posuwa, wytłomaczyć im tajnie ich własnych dusz:
Bo tak chciało twoje przeznaczenie.