Strona:Stanisław Przybyszewski - Polska i święta wojna.djvu/43

Ta strona została przepisana.

by Polsce przyjść w pomoc, ani jednym słowem nie przemówiła na korz,yść Polski, a 1831 roku francuski minister spraw wewnętrznych Sebastiani obkpiewał cynicznie Polaków, a raczej rząd prowizoryczny w Warszawie, wodził go niesłychanemi obietnicami za nos i doprowadził go tą łotrowską taktyką do tego, że zaniechano wyzyskać bogaty plon zwycięstw.
Ta sama chytra i podstępna gra, którą i obecnie Francuzi i Anglicy z Polakami uprawiają — a niestety dosyć takich, których historya nic nie nauczyła.
I cóż się ostatecznie dziwić?
Jeżeli czegośkolwiek ze strony tak sprawiedliwej duszy narodu niemieckiego dla narodu ujarzmionego wymagać można, to przynajmniej tą dobrą wo}ę, by zechciała jeden fakt zrozumieć:
Naród, który przez całe stulecia ledwie dyszy pod jarzmem sromotnej niewoli, czepia się z natury rzeczy chociażby drobnej słomki nadziei, jaką mu daje choćby podstępne, nawet całkiem nieprawdopodobne przyrzeczenie. Może nawet wie, że to podstęp i ułuda, aleć to zawsze błysk światła, który się przedrze do ciemnic więzienia.
Niemcy po Jenie zdołałyby zrozumieć ten prosty fakt psychologiczny, a czyżby Sedan miał do tego stopnia zaślepić ich oczy, by me były w stanie zrozumieć, co się w duszy ujarzmionego narodu teraz dzieje?
Charakterystyczne, polskie przysłowie opiewa, że tonący brzytwy się chwyta: każdy Polak wie, że pro-