Strona:Stanisław Przybyszewski - Polska i święta wojna.djvu/58

Ta strona została przepisana.

rzeć pod opiekuńczemi skrzydłami Austryi, z wiedz i pomoc jego rządu, świadomego ofiarności i najgorętszego entuzyazmu tak długo w niewoli ciemiężonego narodu — z wiedz i pomoc rozumnego rządu, który nie z dzikiemi plemionami Azyi i Afryki, ale z jednym z najkulturalniej szych, choć najnieszczęśliwszych narodów w Europie braterski sojusz zawarł.
Wybiła wreszcie ta godzina, którą największy wieszcz i prorok Polski, Adam Mickiewicz przepowiadał, godzina, której napróżno trzy generacye w męczeńskich cierpieniach wyczekiwały i ją wreszcie krwaw pokut i żarliwymi modłami na Bogu wymogły.
Jakby z pod ziemi wyrosły, ukazały się nagle legiony polskie, jako samoistne wojsko, wprawdzie pod komend austryacką, ale poddanie się pod nią wojska polskiego nie oznacza bynajmniej zrzeczenia się własnej samodzielności — bynajmniej! Toć i wojsko austryackie oddało się kierownictwu Komendy niemieckiej — przysięga wierności, jak wojsko polskie chętnie ukochanemu cesarzowi austryackiemu złożyło, to nie poddańcza przysięga podbitego narodu, to święta przysięga zmartwychpowstałego ludu przysięga wdzięczności, że pozwolono mu się wygrzebać z ciemnego grobu.
To dostojna i uroczysta koalicya dwóch narodów, które tego samego wroga zwajczają i świadome są wspólności tego samego celu, by zniszczyć przeklęty chram najpodlejszego niewolnictwa, bezwstydnego