Strona:Stanisław Przybyszewski - Polska i święta wojna.djvu/61

Ta strona została przepisana.

niałego rozkwitu i z śmieszną pohopnością stara się obniżyć i zbagatelizować choćby najwidoczniejszy objaw naszej niespożytej żywotności.
W każdym razie, i tu daje się już zauważyć pewien postęp. Żaden Rartmann nie ośmieliłby się teraz w Niemczech wykrzykiwać, by Polaków »wytępić!«
Obłąkańczy zaiste pomysł!
Wytępić naród, który swoją kulturą niejeden w Europie o całe niebo przerósł, wytępić naród, który siły swoje niszczył w krwawej misyi, bronić Zachodu przeciw potopom Islamu i Mongołów, który w awanturniczym poczuciu obowiązku śpieszył Wiedniowi na.odsiecz, nie zważając na to, jakie ten rycerski rozpęd poniesie skutki dla jego własnego państwowego bytu!
Czyżby zdolano już zapomnąć, że Kraków przez długie stulecia był jednym z najważniejszych ośrodków cywilizacyi i kultury w Europie, że wszechnica Jagiellońska była oblęgana przez młodzież wszystkich europejskich narodów — czyżby to ławo prześlepić; że nigdzie nie doznawali niemieccy humaniści tak gorącej i serdecznej gościnności, jak w Polsce — a wśród najzacieklejszych walk religijnych podczas reformacyi, któż otworzył na oścież gościnne wrota dla adeptów »nowinek«, jeżeli nie Polska, mimo fanatycznego sprzeciwu niemieckiego biskupa-kardynała Hozyusza?!
I w tym związku nie będzie od rzeczy wspomnieć o niesłychanej tolerancyi i ludzkości prawodawstwa polskiego wobec żydów, fakt, który aż nadto wymo-