Strona:Stanisław Przybyszewski - Powrót.djvu/102

Ta strona została uwierzytelniona.

mień potrącić — i wszystko, wszystko stopiło się w tym straszliwym pożarze światów, jaki Wojna wywołała.
Wstrząsnął się nagle: To przecież nie ogień — to Krew!
Wojna — Krew!
Tem lepiej, tem lepiej! śmiał się obłędnie i wołał:
— Jak długo w tym oceanie krwi pławić się będę, najstraszliwsze odmęty najstraszniejszych zbrodni na białą czyściuteńką pianę Cnoty rozbijać się będą.
Wojna — Zapomnienie, Wojna — Ogłuszenie!
I tu on przeklęty Kain jął się zmagać z Tym, który był go przeklął:
— Otóż stało się według słów Twoich: jestem przeklęty na ziemi, która chciwie otworzyła usta swoje, by przyjąć krew brata mego z ręki mojej!
I otworzyła swe usta ziemia i przyjmuje krew całego Twego stworzenia, a ja zwaliłem kamień Żywota w głęboką przepaść, by wywołać on straszliwy pożar krwi, w którym teraz cały świat stoi, zwaliłem on kamień w głęboką czeluść razem z bratem moim Ablem i urągam słowom Twoim, jakobym miał być tułaczem na tej ziemi, bo jestem jej Panem i ja zbrodnią moją wznieciłem ten pożar i ja rozpocząłem niszczenie tworu całego:
Ja — Wojna! Ja — Kain!
I spojrzał z tryumfującym majestatem w stronę, w której w każdej chwili, dniem i nocą czuł Janusza-Abla obecnym — ale teraz go nie widział:
— Gdzie jesteś?! wołał wyzywająco i wyskakiwał opętańczy taniec zwycięstwa i tryumfu — gdzie jesteś Ty, dla którego miałem zostać tułaczem i biegunem na ziemi — gdzie jest krew Twoja, która woła o pomstę do nieba?!
Patrz!
Rozparł się pod boki — ramię wyciągnął tam, gdzie On nowy cud wzniecił: