by nie potrzebowała być podstępną kotką, która się z nim — biedną myszą, pocącą się w śmiertelnej trwodze — mogła w chytrej igraszce zabawiać.
I rad był i szczęśliw, że do tego stopnia wyniszczył piekielny ogień w jego duszy wszelkie zachowawcze instynkty i tak w nim doszczętnie wszelkie podstawy i pragnienia życia zburzył, że się nagle w nim cała tajemnica i piękność Wojny odsłoniła....
Tak! ujrzał ją nagle tę wielką piękność!
A tkwi ona w tej mocarnej, pogardliwej sile, z jaką człowiek śmierci bezustannie w oczy patrzy, z dumną i świętą powagą ją naprzód puszcza i na to nie zezwala, by go znienacka opadła, i wielkiego Kaina przed tą największą zbrodnią chroni, iżby się jej mocy lękał i w tchórzliwym strachu przed nią się krył.
Bóg łaskawie, czy też w wielkim gniewie, zabijać go nie pozwolił, ale on zmógł Boga, bo Śmierć sam miał teraz w swej Mocy.
Oksza zatrząsł się z radości. Nigdy nie zaznał jeszcze takiego rozkosznego poczucia mocy i pewności siebie, jak w tej chwili. Czuł się, jakby tysiąckrotnie spotęgowanym, wyrosłym ponad miarę ludzką: nie istniało już dla niego żadne niebezpieczeństwo, nie rozumiał, że mógł kiedykolwiek odczuć jakieś znużenie, że mógłby się poddać jakiemuś wyczerpaniu — teraz on był tu wszechwładnym panem i wodzem.
I odczuwał w pobliżu Trzaski — tego mu Wojtek mówić nie potrzebował — dawną siedzibę Janusza Godziemby, który teraz daleko w alpejskiej przepaści harcuje na globie-kamieniu, który się był oberwał — Trzaski teraz ważna kwatera nieprzyjacielskiej forpoczty.
Nie mylił się: bo nagle rozlał się szeroki strumień światła: to polowy reflektor obszukiwał pobliskie moczary.
Strona:Stanisław Przybyszewski - Powrót.djvu/116
Ta strona została uwierzytelniona.