zapchać żołdakowi jamę ustną lepkiem błotem, tarzali się po ziemi — już się Oksza wydostał na wierzch, już zaczął kolanami wgniatać się w brzuch wroga, coraz głębiej zapuszczał szpony swych stalowych, wązkich palców w gardło tamtego, gdy tenże w nagłym skurczu wygiął się w pałąk, zrzucił Okszę z siebie, wgniótł go w ziemię ogromnym ciężarem swego cielska, a nagle posłyszał Oksza zdławione przekleństwo: strumień krwi obluzgał mu twarz i w tej chwili uczuł się wolnym.
Widział niejasno, jak Wojtek pochylony nad żołnierzem wyciągał z jego karku nóż i obcierał go mundurem z krwi.
— Nic się panu nie stało? pytał Wojtek obojętnie.
Oksza zawrzał wściekłym gniewem.
— Czym cię wołał na pomoc?
— Pan nie! wycedził Wojtek, ale świętej pamięci pan Janusz ostrzegł mnie, że panu grozi niebezpieczeństwo.
Okszę ciarki przeszły, chciał coś powiedzieć, rzucić się na Wojtka, ale w tej chwili obejrzała się za nim Śmierć, którą był naprzód puścił, więc milczał i baczył tylko najpilniej, by jej z oczu nie stracić.
Jedno mu tylko do żywego dojmowało: zdawało mu się, że ciągle słyszy jakiś głuchy, podziemny, szyderczy śmiech wokół siebie — obejrzał się — ale widocznie całe powietrze śmiało się tem stłumionem szyderstwem, bo słyszał je z wszystkich stron.
To Janusz się śmieje! pomyślał rozpacznie i w tej samej chwili posłyszał niewyraźny szelest, jakby ktoś w pobliżu na suchą gałęź nadeptał, i równocześnie wyłoniła się niewyraźna masa, jakby się ciemność w tem miejscu jeszcze więcej zgęściła.
Jak opętany rzucił się Oksza w tę stronę — błyskawicznym ruchem wyciągnął rewolwer:
Żołnierz oszołomiony, zgłupiały rzucił karabin, ale jakby się nagle opamiętał, zrobił nagły ruch — przeczuł go już jed-
Strona:Stanisław Przybyszewski - Powrót.djvu/118
Ta strona została uwierzytelniona.