Strona:Stanisław Przybyszewski - Powrót.djvu/18

Ta strona została uwierzytelniona.

A zasłuchany był w jej ciche poszepty, dla niego tylko słyszalne, gorącym prądem obiegały go jej drgnienia, których nikt prócz niego nie odczuwał, a tak się czuł z nią zrośnięty, że na myśl, iż się od niej oderwać musi, przeżywał świadomie najstraszniejszy ból, jaki człowiek prawdopodobnie przeżywa, gdy się go odłącza od łona macicznego, ból, o którym Plato mówi, że człowiek w nim traci pamięć tego, co w przeszłym życiu był przeżył.
Przystanął nagle, przeszedł go zimny dreszcz, bo czuł, że stanął oko w oko z oną chwilą, której się tak lękał, którą był pragnął w nieskończoność odepchnąć, że pięść, która jeszcze przed chwilą twardo wtłaczała słowa z powrotem do gardła, słabnie i mięknie, że, że...
— Stało się! wykrztusił wreszcie.
Pola patrzyła na niego długo i przenikliwie, ale nic nie powiedziała.
I znowu patrzył na białą śniegu płaszczyznę, pod którą spoczywała ich ziemia, która się miała niezadługo rozzielenić cudną runią wiosennej oziminy, rozmaić kwieciem kaczeńców przy rowach przydrożnych, pędzić soki ożywcze w nagie wierzby i srebrne topole na opłotkach i powtórzył bezmyślnie:
— Stało się! Niema rady!
Odetchnął głęboko, odwrócił się nagle, bo serce w skurczu bólu mu się skręciło, przycisnął silnie jej ramię do swego, silniej jeszcze — i znowu weszli w park.
Teraz szli krok za krokiem: mroczne światło wydało mu się czemś tak absolutnie i niezmiennie istniejącem, że nie mógł sobie wyobrazić, iż mogłoby być kiedyśkolwiek blaskiem słońca zamącone: blask słoneczny odczułby teraz gdyby nieznośny ból fizyczny — a martwota drzew naokoło wydała mu się pod pokrywą śniegu tak naturalną, że w głowie pomieścić mu się nie mogło, iżby kiedyśkolwiek na nowo życie rozpocząć się miało: gdyby się teraz coś ruszyło, gdyby z obwi-