Strona:Stanisław Przybyszewski - Powrót.djvu/22

Ta strona została uwierzytelniona.

— Sprzedałeś? zapytała cicho.
— Wczoraj — głos mu się załamał i z ciężkim trudem zdusił w sobie nawałnicę rozpaczliwego szlochu.
Pola mięła jego ręce w swoich i tylko bezustannie szeptała, tuląc się do niego:
— Cicho, cicho — młodzi jesteśmy, miłość nasza wszystko przezwycięży — cóż ten jeden mały kawałek ziemi, całą ją w sobie mamy i nic jej nam nie wydrze...
Rzucił się do jej nóg i stopy jej w świętem uniesieniu całował za tę jej bezgraniczną dobroć, tę jej wielką moc...

II.


Wezbrała w nim fala gorącej miłości i rozlała się kojącą poświatą nad burzą bolesnych wspomnień — pragnął teraz wybiedz z domu, wyjść Poli naprzeciw, szukać jej na ulicy, a wśród tysiąca kobiet rozpoznałby już z dala jej wiotką, gibką postać, wśród tysiąca ruchów rozpoznałby niechybnie jej miękkie, wytworne, a przytem elastyczne ruchy, ale zastanowił się, że mogliby się minąć, a przytem śmieszny był z tym swoim niecierpliwym niepokojem: przecież Pola lada chwilę nadejść musi.
Oddychał głęboko, wyzwolony tem uczuciem miłości, które z dnia na dzień, mimo ciężkiej wewnętrznej rozterki potęgować się zdawało, ale zbyt silnie rozkołysało się podziemne jezioro jego duszy, by się tak łatwo uspokoić mogło.
Wyjechali wtedy za granicę — nie patrzyli za siebie wstecz, pomni biblijnej opowieści o żonie Lotha, która w słup soli się zamieniła — w miłości ich bezpamiętnej gubiły się wspomnienia — w rozgwarze wielkich miast głuchły poszepty drzew ich parku, gubiły się odgłosy dzwonów ich wiejskiego kościółka, płynące poprzez ich pola i łąki, w muzeach i bogatych świątyniach — w coraz to większym przepychu i boga-