Strona:Stanisław Przybyszewski - Powrót.djvu/28

Ta strona została uwierzytelniona.

gdzie wypoczynku: upiorna wizya utraconej, zaprzepaszczonej ziemi już Janty nie opuszczała.
Jak dżumy plama przeszła z serca na serce jego tęsknota, jego rozterka i udręka na nią samą.
Bywało, że zrywał się w nocy, chodził jak w śnie lunatycznym dookoła pokoju, gadał z ziemią, przekomarzał się z nią, chwalił ją za bogaty plon, obiecywał jej kosztowne nawozy, które jej siłę rozrodczą w tysiącraki sposób spotęgują, przekonywał ją, że teraz ten jej szmat trzeba pozostawić ugorem, bo już zbyt wycieńczony — tamten zaś, gnuśny i leniwy, teraz doskonale wypoczęty, trzeba głęboką orką, w razie potrzeby i marglą i drenowaniem zmusić do pracy — kawał jej łąki, który bezustannie próżniaczył w dolce far niente zalewu i odpływu wody jeziornianej na wiosnę i pod jesień ostatecznie gruntownie wysuszyć i do rzetelnych usiłowań przyzwyczaić — wtedy zrywała się Pola z łóżka: młode, gibkie, giętkie jej ciało trzęsło się jak młoda osika wśród wichru, ale nie śmiała mu tych jego halucynacyi przerywać — wsłuchiwała się w nie z coraz więcej rosnącą tęsknotą, aż wreszcie tą samą zmorą opętana, błądziła z nim razem po miedzach wśród pól, ścieżkach wzdłuż łąk, na pobrzeżnej murawie jeziora, porosłego lasem sitowia i tataraku — błądziła z nim po rozłogach i ugorach, których spiekłą ziemię tu i ówdzie rozerwała wysokopienna, żółtem przedziwnem kwieciem oblepiona łodyga dziewanny, spuszczali się w nieprzebyte gąszcze i jary parowu i szli aż hen pod cmentarz małego kościółka...
Bywało, że Janta zasiadł do zawiłych i skomplikowanych obrachunków, czyby jeszcze nie był zdołał ziemi utrzymać i nie potrzebował jej sprzedawać — obliczał, ile byłoby mu przypuszczalnie żniwo przyniosło, które się wtedy bogato zapowiadało, ile byłby mógł brać z cukrowni za centnar buraków, a ile za korzec perek, które właśnie wtedy, gdy majątek sprzedawał, nadzwyczajnie obrodziły. — Pola wtedy zasiadała