Strona:Stanisław Przybyszewski - Powrót.djvu/29

Ta strona została uwierzytelniona.

z nim razem, jakby zarażona jego obłędną manią, liczyła porówno z nim, zatapiała się w wszystkich przypuszczalnych możliwościach wydajności ich ziemi, spisywała ogromne kolumny liczb, prostowała je, tu dodając, tu odejmując, formułowała nowe szeregi obliczeń z zdumiewającą, przenikliwą znajomością źródeł dochodu, które nawet jemu były obce.
A, gdy się już znużyli kilkugodzinną, uciążliwą pracą obrachunkową, gdy już po tyle i tyle razy skonstatowali, że się przedwcześnie ziemi wyzbyli, wtedy brali się pod ręce wciąż jeszcze w tej samej miłości, która ich od pierwszej chwili nierozerwalnie łączyła, i jęli błądzić od jednej chłopskiej chałupy do drugiej po całej wsi i każdego chłopa po imieniu i nazwisku nazywać, jego przywiązanie i pracowitość wysławiać — a przed oczyma ich przesuwał się w posuwistym korowodzie szereg postaci w siermięgach, kożuchach, sukmanach: przodownik podczas kośby Walek, którego kosa była tak sprawna, że innych kosiarzy o dziesięć kroków wyprzedzał — mądry owczarz Kuba, zawołany znachor, znający się na wszystkich chorobach i na niebie i na powietrzu i na gwiazdach — rataj od wołów, stary Jędrzej, który utykał na jedną nogę, a umiał krowy ratować, gdyby najlepszy konował, jak się na mokrem pastwisku wzdęły i stangret Siemion, który i szóstkę prowadzi, jakby na doskonale ujeżdżonym koniu siedział i stajenny Wojtek, który zabawiał ich sztuczkami na nieosiodłanym źrebcu, gdyby jakiś cyrkowiec.
I tak szli po całej wsi od jednej chałupy do drugiej: odwiedzili starą Marcychę, która była ongi Janty piastunką, a pewno znała wszystkie najskrytsze tajemnice dworu, ale klucz do tych swoich skrytek w głębokiej studni zatopiła: niczego od niej dowiedzieć się nie było można — wstąpili do Ulichy, ulubionej pokojówki Poli, która co dopiero za mąż wyszła, aby jej oznajmić, że za wierną służbę dostała dojną krowę w posagu — nie zapomnieli odwiedzić ochronki i wysłuchać obo-