Strona:Stanisław Przybyszewski - Powrót.djvu/38

Ta strona została uwierzytelniona.

Tak! to jego Krusza!
Już mroczniało.
Nieprzyjaciel ostrzeliwał dzień cały pozycye żołnierzy polskich, ukrytych w lesie, ale piekielny ogień słabł teraz przy skłonie dnia — raz po raz padł granat w mały lasek, robił potężne wyrwy, wyrzucał w górę olbrzymie kępy trawy, krzewy i drzewa z korzeniami wyrwane — wybuchała w niebo, jak z krateru wulkanu, piaszczysta z ziemią pomieszana lawa, wokół rozsypywały się połamane gałęzie, roztrzaskane na miazgę pnie, ale Janta na to nie zważał. Myśli jego, jak spłoszone stado dzikiego ptactwa rozlatywały się na wszystkie strony, uciekały wstecz, pędziły naprzód, zataczały wokół szerokie kręgi, znowu się zbiegały, by za chwilę rzucić się do ucieczki.
Przed oczyma jego stanęła znowu tabliczka z złotemi głoskami, wisząca nad biurkiem dziada:
„A pomnijcie na sprawy ojcowskie, które czynili za życia swego, a otrzymacie sławę wielką i imię wielkie“.
Kolana uginały się pod nim w pokornej wdzięczności, że danem mu było — jemu właśnie, marnotrawnemu synowi, który szmat ziemi w bezmyślnym obłędzie zaprzepaścił — zdobywać go teraz z powrotem swoją krwią — nie! nie ten szmat ziemi, który mu już nie przynależał, ale całą — całą ziemię, jak daleka i szeroka: i uczuł niewysłowione szczęście, że danem mu było, spełnić najświętsze przykazanie ojców i praojców, bo zaiście nie mógł go lepiej spełnić, jak niosąc w ofierze ojczyźnie całe swoje życie i szczęście całe.
I „pomny na sprawy ojcowskie“ stawił się jeden z pierwszych na wielki zew, który powołał synów ziemi polskiej na straszny bój przeciw odwiecznemu wrogowi.
Rozhulała się w nim rycerska krew jego przodków, a ani na chwilę nie zawiodła wielka i święta ofiarność duszy Poli, do największych poświęceń i trudów gotowej — na pierwszy zew