Strona:Stanisław Przybyszewski - Powrót.djvu/40

Ta strona została uwierzytelniona.

wzdłuż i wszerz ich ziemię i na nowo brali ją w swoje posiadanie.
Duszę jego targała miłość, tęsknota za Polą, żarł go bezustannie chory niepokój o jej zdrowie i życie — słyszał, że właśnie ten szpital, w którym Pola swoje ciężkie obowiązki spełniała, był narażony na groźne niebezpieczeństwo, bo nieprzyjaciel, nie zważając na Czerwony Krzyż, brał go bezustannie w najcięższy ogień, szukając poza nim ciężkich dział... Ale i z tego, co stanowiło jego najwyższą świętość, jego jedyne szczęście osobiste, musiał zrobić ofiarę, jeżeli miał spełnić przykazanie ojców, jeżeli miał duszę swoją z wszystkiej zmazy oczyścić — musiał czuwać nad sobą, by bezustanna myśl o Poli nie przeżarła zaciekłej jego woli, nie osłabiła jego ramienia i oczu mu mgłą nie zasnuwała.
Myśl o Poli ani na chwilę go nie opuszczała. Dopóki wiedział, że mimo najcięższych trudów jest w bezpieczeństwie, była mu ta myśl o niej podnietą, rozżagwiała krew jego do bohaterskich czynów, potęgowała jego tak już szaleńczą śmiałość i odwagę do nadludzkich wprost rozmiarów: nie wiedział, co to niebezpieczeństwo, ani na chwilę nie pomyślał o śmierci, śmiał się, gdy grad kul wokół niego świstał, rzucał się śpiewająco na największe przeszkody a gdy już po miesiącu wskutek niezwykłego męstwa, a równocześnie bezustannych dowodów zimnej rozwagi i nadzwyczajnych zdolności, został rotmistrzem, szwadron jego słynął na całe wojsko z swej zdumiewającej sprawności i budzącej podziw brawury.
Pola!
To głuchy okrzyk bojowy w jego duszy — to tarcz jego, o którą się wszystkie kule odbijały, na której łamała się stal najprzedniejsza szabli wroga, a najeżone bagnety jak trzcina się zginały... Pola: to gorący strumień zwycięzkiej bohaterskiej woli, który go okrążał, a który on w swoich żołnierzy przelewał.