o tem myśleć, ale ten ból, ta tęsknota wydała mu się zło przeczuwającem czemś, co mu siły odejmowało: to jakby upust serdecznej krwi.
Ochłonął: tylko się nie poddawać! Zerwał się z ziemi i tarł czoło.
Tak! otrząsnął się i starał się w swoich myślach wyciągnąć szeroko ramiona do tej ukochanej, wytęsknionej ziemi — teraz poczęły bić dzwony: na trwogę? na powitanie? żałobne, czy weselne?!
Nadsłuchiwał: to w jego duszy jakoweś dzwony biły...
Wieża parafialnego kościoła dawno w gruzy się była zwaliła, z dzwonnicy — już przedtem to widział — ani śladu nie pozostało — bielały jeszcze tu i ówdzie małe krzyże na cmentarzu, poza którym widne były przed chwilą jeszcze trzy rzędy okopów strzeleckich wroga.
A nagle jęknęła do samych trzewiów porozrywana, rozkopana, granatami na potworne wądolce przetworzona ziemia, zarzechotała straszliwym skowytem jęków, które mu się wydały potępieńczą gamą przeokropnych krzyków o ratunek, krzyków, które z wycia w śmiech przechodziły — zakołysała się w posadach i jęła się trząść i szamotać jak w konwulsyjnych drgawkach przedśmiertnych. — Janta rozglądał się wokół przerażony, przecierał oczy, czuł, że się zatacza i znowu przytomniał.
— Przemęczenie, to tylko przemęczenie, uśmiechnął się blado.
Uspokajał się dobrotliwie, bo cały dygotał, jak w ciężkiej gorączce, i zwrócił uwagę na głęboki parów — stare widocznie łożysko małej rzeczki, która sobie później inną drogę do jeziora znalazła.
— Aha! roześmiała mu się dusza — w tym parowie ukryje ze stu ludzi z końmi — tam ich artylerya nieprzyjacielska nawet przeczuwać nie będzie — a potem, gdy piechota już się
Strona:Stanisław Przybyszewski - Powrót.djvu/43
Ta strona została uwierzytelniona.