się w żałobne pacierze zniszczonego lasku, zadumaną nad całą tą jego ziemią, która jak widna i daleka krwią broczyć się zdawała.
Szarpnął się nagle wielką siłą i wyrwał się z uwięzi tych myśli i złowieszczych przeczuć — w duszy rozgościł się tryumf i pewność zwycięstwa.
— Wyswobodzę Cię, moja ziemio, wyzwolę i uleczę, szeptał, szeptał bezustannie z kochającą mocą.
Dojechał wreszcie do swej kwatery.
Był to mały folwark, który przynależał do jego Kruszy.
Znał tu każdą ścieżynę, każdy przegon, każdy skrawek tej ziemi: przeobraziła się wprawdzie doszczętnie, ale on mimo ciemności nie zmylił skrótu, który z lasu prowadził do jedynej ocalałej chałupy, a w której główny sztab się rozgościł.
Na ganku stało kilku ordynansów — podał jednemu z nich uździenice Czajki, a sam wszedł do dość przestronnej izby.
A była w nim moc i pewność zwycięstwa.
Przy stole, zbitym z paru desek, leżących na co dopiero sporządzonych krokwiach, siedział pułkownik Ponikło i paru oficerów.
Jeden z oficerów przysunął Jancie stołek, Janta siadł ciężko znużony, ale był jakby gorączką podniecony. W oczach jarzył się ponury prawie ogień nieodwołalnych postanowień.
— Przyszedłem tu z planem, rozpoczął po chwili, dla którego proszę o aprobatę sztabu, a za pewne zwycięstwo ręczę.
Oficerowie spojrzeli po sobie: nawet mowy być o tem nie mogło, by módz wyrzucić nieprzyjaciela z jego niesłychanie silnych warownych okopów.
Janta spostrzegł błyski niedowierzania w ich oczach.
— Otóż ta ziemia, na cztery, czy pięć kilometrów kwadratowych, na których się już od tygodni straszny bój bez najmniejszego skutku toczy, to ziemia, której spory kawał przed rokiem jeszcze do mnie przynależał. Urodziłem się tu — znam
Strona:Stanisław Przybyszewski - Powrót.djvu/48
Ta strona została uwierzytelniona.