Strona:Stanisław Przybyszewski - Powrót.djvu/49

Ta strona została uwierzytelniona.

tu każdą ścieżkę, każdy przegon, wiem, gdzie nieprzyjaciel najsilniej się okopał, gdzie nam przygotował zasadzki i niespodzianki, zdaję sobie jak najdokładniej sprawę, a nawet mogę Wam powiedzieć, w którem miejscu jego zamaskowana baterya z konieczności bezwarunkowo znajdować się musi.
Na stole leżała rozpostarta mapa sztabu.
Janta się podniósł i drżącym palcem wskazywał na mapę:
— Tu są resztki starych szańców z czasów najazdu szwedzkiego — tu ztąd aż do jeziora ciągnął zagajnik — nieprzyjaciel go prawdopodobnie wyciął, by Was zmylić, przetransportował go tu na lewo, i wskutek tego fortelu wprowadził w błąd naszą bateryę — baterya wroga nie jest maskowana tym zagajnikiem, ale tymi na pozór niewinnymi szańcami.
Oficerowie wpatrywali się teraz z wzrastającą uwagą w mapę, na całym stole rozłożoną.
Ponikło słuchał natężenie wywodów Janty.
— Te rowy, tu wprost, naprzeciw — Janta gorączkował się coraz więcej — są tylko pozornie silne — grunt tam, to miałki piasek z podskórną wodą — za tymi rowami znowu jakiś kawał tak kamienisty, że tam kopać nie mogli — ich najsilniejsze rowy, i prawie nie do zdobycia, rozpoczynają się dopiero poza tym kamienistym skrawkiem i przytykają w skośnej linii do dwóch pierwszych.
Nastąpiła głęboka cisza.
— Z naszej strony ciągnie aż blizko pod te skośne rowy głęboki parów — zauważyłem dziś, że jego gąszcz mało co przerzedzony — w tym parowie ukryję swoich ułanów — artylerya przysposobi wypad z rowów naszej piechocie, a resztę biorę na siebie. Rzucę się z moimi ludźmi na skośne rowy, weźmiemy nieprzyjaciela w obcęgi i wrzucimy go w jezioro!...
Rozejrzał się z tryumfalnym, gorączkującym uśmiechem po obecnych.
Ponikło zmarszczył surowe czoło.